Skomentuj :)

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

piątek, 15 stycznia 2016

ROZDZIAŁ XII

WItajcie!

Przybywam z nowym rozdziałem, który nie ukrywam jest bardzo opóźniony. Los ostatnio strasznie poskąpił mi czasu. Nauka i takie tam inne bzdury, rozumiecie... W każdym razie rozdział jest średniej długości i wydaje mi się, że dość parodyjny. Dlatego niektóre momenty czytajcie z mocno przymrużonym okiem. Zapraszam do czytania i komentowania! Zależy mi na tym abyście pozostawili po sobie jakiś ślad. 

Nilkrokusy. :) 

Następnego dnia Hermiona po raz kolejny obudziła się w łóżku z chłopakiem o blond włosach, na którego ustach rozlewał się ironiczny uśmiech, co świadczyło o tym, że Malfoy już po prostu ma taki wyraz twarzy. Szatynka spuściła z niego swój wzrok na białe sklepienie sufitu, na którym widniał złoty napis „Jesteśmy z tego samego materiału, co nasze sny”. Nie zauważyła go wcześniej. Leżała zastanawiając się nad sensem tych słów. Przeanalizowała swoje sny i doszła do wniosku, że to może być prawda. Kilka minut później, osoba, która leżała po drugiej stronie łóżka, zaczęła się przeciągać i warczeć pod nosem, że ta Granger go znowu obudziła. Niewiadome było skąd chłopak coś takiego sobie ubzdurał. Przecież ta cała Granger tylko leżała spokojnie na swojej części miękkiego materaca. Nic szczególnego poza oddychaniem nie robiła. Poszczyciła go najbardziej oburzonym spojrzeniem na świecie tylko po to, aby w następnej kolejności podnieść się na łokciach i ruszyć w stronę ogromnej łazienki wyłożonej złotymi kafelkami. Po przekroczeniu progu zatrzymała się w drzwiach i znowu zwróciła swój wzrok w stronę blondyna. 

-Co Ci się śniło Malfoy? -Zapytała znienacka. 

Przetarł zaspane oczy bladymi dłońmi i spojrzał na nią pytająco. 

-Co? -Jego zachrypnięty głos był dowodem na to, że obudził się kilka minut wcześniej. Odchrząknął znacząco, a jego spojrzenie było jeszcze bardziej zdezorientowane. 

-To co słyszałeś. 

-Interesuje Cię to? -Zapytał jakby od niechcenia przecierając dłonią twarz. Przeciągnął się jeszcze raz i opadł na aksamitne poduszki.

-Tak pytam. Odpowiesz mi końcu na temat?

-Śnił mi się brutalny seks na łonie natury Granger, jeśli chcesz mogę podać szczegóły. -Uśmiechnął się wrednie i sięgnął po szklankę wody, która leżała obok niego na szafce nocnej. 

-Poproszę. -Zaśmiała się, choć sama nie wiedziała dlaczego. Być może rozśmieszyła ją szczerość blondyna. 

Momentalnie wypluł płyn, który przed chwilą trzymał w jamie ustnej ochlapując przy tym całe łóżko. 

-Nie wiedziałem Granger, że jesteś taka dociekliwa. -Jego ton zabrzmiał bardzo dwuznacznie. Dodatkowo nasilało to jego spojrzenie, które miało w sobie nieodgadniony błysk. 

-Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. -Mruknęła tajemniczo i zamknęła za sobą drzwi. 


Po porannej toalecie obojga, Rolanda oświadczyła, że na stole znajduje się śniadanie. Wszyscy zebrali się do dużego stołu i zaczęli nakładać jajecznicę przygotowaną przez Pansy i właścicielkę dworu. 

-Za cztery godziny przyjedzie Nott, Crabbe i Lavender Brown. -Powiedział Blaise smarując tosta masłem, a całość wypowiedzi podkreślił przy nazwisku blondynki, w dodatku kaszląc przy tym znacząco. 

-Że kto przyjedzie? -Malfoy słysząc słowa Zabiniego wypluł czarną kawę, którą jeszcze moment temu chłonął zachłannie, radosny przy tym jak ptaszek na wiosnę. 

-Wiesz… -Zaczął Blaise niepewnie. -Miałem zaprosić Hestię… ale ona chciała wziąć ze sobą Harpera i Tracey, a oni wzięliby ze sobą Millicente… -Blaise zauważywszy minę Harrego zaśmiał się perliście. -Tak Potter, Milli, no ale wracając do tematu, to prosiaczek zabrałby ze sobą Higgsa i jego dziewczynę Astorię. Mam nadzieję, że rozumiesz mój wybór. -Sprostował. 

-Rozumiem? -Malfoy potrząsnął głową. -Nie rozumiem! Oczywiście, że nie rozumiem! - Wyjaśnił mocno przy tym gestykulując. Widelec, który trzymał w prawej dłoni nieświadomie wystrzelił w stronę Pottera, który w ostatniej sekundzie uniknął dźgnięcia w oko, a sztuciec frygający galopem uderzył w ścianę znajdującą się tuż za nim. 

-Malfoy… chyba Twój widelec dał nogę. -Mruknął cicho Harry. 

-Wybrałeś towarzystwo trzepniętych gryfonów mając do wyboru ślizgonów? Swoich przyjaciół? Co w Ciebie wstąpiło! -Krzyknął nabuzowany Malfoy.

-Czekaj, czekaj… -Zaczął powoli Blaise. -Zaprosiłem tylko Brown, która w zasadzie jest ślizgonem. Nikt nie powiedział, że zabiera kogoś ze sobą. 

-No jasne, że Ci nie powiedziała. -Zakpił. -Mogę się założyć, a nawet dać uciąć sobie rękę piłą, że przyprowadzi na smyczy ich całe stado. -Parsknął śmiechem i przetarł dłonią twarz, co pomogło mu złagodzić napięcie. 

-Nie prawda. -Rzuciła lekko Hermiona. -Lavender uwielbia być w centrum uwagi. Uważam, że nie przyprowadzi ze sobą nikogo, głównie ze względu na to, że nie chce zostać przez nikogo przyćmiona. Summa summarum, nie chce wypaść blado, szczególnie, że dostała zaproszenie właśnie od was. -Wyjaśniła.

-Czuję się mile połechtany Granger, ale to nie ja ją zaprosiłem. Wręcz przeciwnie, zaraz wyślę jej sowę, że wszyscy zachorowali i zginęli nagłą i tragiczną śmiercią. -Prychnął Malfoy, w myślach analizując swoje słowa i dochodząc do wniosku, że byłby to niegłupi plan

-I niech zgadnę, napiszesz, że przychodząc tutaj skazuje się na…

-Samobójstwo. -Dodał. -Dokładnie Granger. -Zacmokał z podziwem Draco, na co Hermiona po raz kolejny prychnęła pod nosem. 

-Gwarantuję Ci, że nikogo nie sprowadzi. -Powiedziała broniąc koleżankę z dawnego domu, choć po dłuższym błądzeniu myślami w tej sprawie stała się mniej pewna siebie. -Poza tym jest w porządku…- Powiedziała pewniej, ale chwilę później przeświadczenie o tym, że jej pewność siebie wyszła właśnie na spacer powróciło ze zdwojoną siłą.

-Bardzo wątpliwe. -Zaśmiał się Malfoy wypuszczając nosem swoje typowe „Pfff”

-Bądź na tyle uprzejmy i się zamknij. -Warknęła. 

-Nie chcę wam przerywać kochani, ale ja powoli się zbieram. -Rolanda wstała z siedzenia i zebrała puste talerze sprzed twarzy zebranych, którzy podczas drobnych, intelektualnych przepychanek Malfoya i Hermiony zdążyli opróżnić swoje talerze. 

-O tej godzinie? -Zapytał szczerze zdumiony Blasie, na co Pansy cicho zachichotała. 

Matka Zabiniego uniosła brew. 

-Racja, godzina 13:00 to strasznie słaba pora na spacer. -Zauważyła pani Zabini. 

-Ojoj tak późno? -Zapytał Malfoy upijając przy tym ostatni łyk kawy. -To ja może pójdę się przygotować. Za dwie godziny zjawi się tutaj boska blondynka. Musze wywrzeć na niej dobre wrażenie. -Zakpił i ruszył w stronę drewnianych schodów. 

-I przeurocza hinduska… -Dodał Harry podpierając się ręką o podbródek. Wyglądał na rozbawionego. 

-Dwie. -Poprawiła go Pansy. 

-Ewentualnie cztery. -Mruknął, a Malfoy odwrócił się i spojrzał na Hermionę z satysfakcją. Nie tylko on uważał, że Lavender przyprowadzi do Zabiniego armię swoich kompanek. 

-A to Patilek nie jest tylko dwie? -Odezwał się Goyle, który wyglądał na bardzo oszołomionego i prawdopodobnie teraz głowił się nad ilością sióstr Patil. 

-Jest. -Odparła Hermiona gniewnie mrużąc oczy. 

-Stawiam swojego nowego Rolexa, że przyprowadzi tą Chi, Chu… czy jak ona tam miała. -Malfoy widząc niepewny wzrok towarzyszy dodał -No wiecie, ta z dziwnymi oczami. -Tłumaczył. -Nadal nie świta? -Zapytał zdziwiony. -Jej kumpela wydała waszą bandę, czy tam gwardię. -Westchnął widząc ich żałosne miny. 

-Cho? -Zapytała niepewnie Hermiona spoglądając kątem oka na Harrego, który słysząc imię byłej dziewczyny spiął wszystkie mięśnie, a oczy mu się zaświeciły niczym sztabki złota. 

-Bingo Granger! -Krzyknął dynamicznie Malfoy klaszcząc w dłonie. 

-Bardzo wątpliwe. Nawet się nie lubią. -Powiedziała od niechcenia szatynka słodząc swoją herbatę dwoma łyżeczkami cukru. -Poza tym Cho już tutaj dawno nie mieszka. 

-Bardzo wątpliwe. -Przedrzeźnił ją wywracając przy tym oczami. -Chang… Dobrze pamiętam? Chang? Mieszka w Anglii.

-Skąd to niby wiesz Malfoy? -Zapytała podejrzliwie. 

-Ma się wtyki ma się prąd Granger. Nie wnikaj, bo i tak Ci nie powiem. -Powiedział i pognał krętymi schodami na górę do ich wspólnej łazienki. 

Szatynka wzruszyła ramionami. 

Po wyjściu pani Zabini, wszyscy zajęli się organizacją dzisiejszego przyjęcia, które chcieli, żeby wypadło bardzo dobrze. Chociaż nie tyle chodziło o wystrój, czy potrawy. Chodziło tutaj głównie o dobrą zabawę.

 Malfoy nie przejmował się jednak niczym. Na kształt pana i władcy leżał od dobrej godziny w ogromnej wannie bawiąc się pianą. Myślał nad tą całą Lavender i jej przyjaciółkami. W sumie bliźniaczki, które najprawdopodobniej przyprowadzi, a wolał, żeby tak się stało, biorąc pod uwagę fakt, że ogłosił wszystkim, iż w przeciwnym razie odcina sobie rękę piłą, uważał za całkiem atrakcyjne, zresztą sama Lavender nie była brzydka. To znaczy była, ale jeżeli spojrzy się na nią z odpowiedniej odległości, przymrużonymi oczami i kilkoma promilami we krwi to ujdzie w tłumie. Po kolejnych trzydziestu minutach pożegnał gorącą wodę i pachnące olejki. Owinął się czarnym ręcznikiem wokół pasa i wszedł do sypialni. Zastał w niej krzątającą po pokoju współlokatorkę, która nie zauważywszy blondyna stojącego w progu, wczołgała się pod łóżko wierzgając nogami na wszystkie strony świata. Co jakiś czas mruczała pod nosem niewinne przekleństwa i prychała z gniewem. 

-Zgubiłaś coś Granger? -Odezwał się blondyn z tonem, który nie przedstawiał niczego innego jak okropnego szyderstwa. 

Hermiona próbowała się zerwać na nogi, ale z uwagi na to, gdzie aktualnie się znajdowała, huknęła głową w drewniany szkielet łóżka. Malfoy głośno parsknął śmiechem, a w między czasie dziewczyna próbowała się wygrzebać spod wielkiego łoża, kiedy w końcu się jej to udało zrównała się z blondynem ramionami i potraktowała go gniewnym spojrzeniem. 

-Tak zgubiłam Malfoy. -Warknęła. -Obcasy.

-Tak mi przykro…- Mruknął z udawanym smutkiem. -A właśnie. Jeżeli mowa o obcasach, to znalazłem ostatnio jedne, ale uwierz były naprawdę paskudne. -Opowiadał roześmiany. -Autentycznie! Nie wiem kto chciałby je założyć, tragiczne… -Hermiona spojrzała na niego z zaciekawieniem.

-I co? Gdzie one są? -Zapytała.

-No jak to gdzie? Wrzuciłem je do kominka. 

-Ano rozumiem. A powiesz mi gdzie je znalazłeś? 

-Pod łóżkiem. -Jego beztroski ton wskazywał na to, iż nie był świadomy tego, że w momencie, w którym spalał ulubione buty Hermiony skazał się na okrutną śmierć. 

-Malfoy! Spaliłeś moje buty! -Wrzasnęła rozjuszona, a Draco automatycznie cofnął się w najdalszy i najciemniejszy kąt pomieszczenia. 

-J-ja… Granger, ja żartowałem z tym, że są paskudne… były. Były kapitalne serio! -Hermiona postawiła kilka kroków w jego stronę, a gdyby wzrok mógł zabijać, Draco leżałby zapewne teraz jak długi, z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi ustami, z których wypływałyby ostatnie szczątki życia. 

-Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale Bóg mym świadkiem, że jeżeli ich nie odzyskasz, to Cię zabiję! Zabiję rozumiesz!? -Krzyknęła wskazując na nim oskarżycielsko palcem. -Merlinie… za dwie godziny będą tu goście. Jak ja im się pokażę!? -Tym razem jej krzyk aż kipiał rozpaczą. Wyglądało na to, że nawet kamienny posąg współczułby jej aktualnego stanu emocjonalnego.

-Jak? No cóż, podejrzewam, że tak jak zwykle… z krzakami na włosach, mało gustownej sukience no i tym razem boso…  -Zaburczał Malfoy.

-Błagam Cię, wymyśl coś! 

-Dobra, spokojnie Granger. To nic takiego! Poza tym nie rozumiem co było w nich takiego super. Stare kaczuchy… -Widząc jej purpurową twarz dodał. -Kupię Ci nowe. Zgoda? -Nie odpowiedziała. Odwróciła się na pięcie i mocnym kopniakiem zatrzasnęła drzwi, które pod wpływem uderzenia wypadły z zawiasów. 

Bez zastanowienia ruszył w stronę salonu. Pędem zbiegł po schodach i nie bacząc na spojrzenia innych podszedł do kominka nabierając proszek w rękę. Już miał wypowiedzieć kierunek swojej podróży, ale powstrzymał go przed tym krzyk Blaisa, który zapytał czemu wybiera się gdzieś w samym ręczniku. Bez słowa skierował swoje kroki ponownie do sypialni i nałożył na siebie czarne spodnie, podkoszulek, szarą bluzę i długi czarny płaszcz. Po następnych kilkunastu minutach znajdował się na ulicy Pokątnej. 
Po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że tutaj nie ma co liczyć na kupno butów pasujących do sukni wieczorowej. Ruszył więc w stronę Dziurawego Kotła, gdzie przeniósł się do mugolskiej części Londynu. Rozejrzał się i zauważył, że po ulicy poruszają się dziwne stworzenia. Były kolorowe, zamiast nóg posiadały koła i… i chyba właśnie zorientował się, że są to samuchudy, o których kiedyś wspominała Hermiona. Wzruszył ramionami i z zamiarem przejścia przez ulicę ruszył w stronę tych dziwnych istot. Zrobił krok, drugi, a po chwili do jego uszu doszedł dziwny dźwięk. To był klakson. Momentalnie zesztywniał i zauważył, że pojazdy ułożyły się w długi korek.

-Panie! uważaj pan jak pan łazisz! -Wrzasnął mężczyzna wychylający się przez okno auta, które moment wcześniej zatrzymało się przed stopami blondyna. 

-Sam uważaj na swoje bydle! -Odkrzyknął Draco i przebiegł przez ulicę zgrabnie wymijając dziwne pojazdy. 

-Co za świrusy. -Mruknął pod nosem. 

Po dłuższej chwili zastanawiał się gdzie tak właściwie zmierza. Nie znał mugolskiej części świata i nigdy w nim nie był. Co też go podkusiło żeby tutaj zawitać… No tak. Hermiona. Przed oczami pojawił się widok wściekłej szatynki z purpurową twarzą i gromach w oczach. Przeszły go ciarki. Obok niego przejechała mała blondynka. Siedziała na jeszcze dziwniejszym pojeździe, który miał tylko dwa koła! Nie zdawał sobie sprawy, że właśnie zobaczył rower, ale nawet nie obchodziło go to na czym ta mała smarkula jechała. Podbiegł do niej i złapał za kaptur zimowej kurtki. Dziewczynka straciła równowagę i runęła na ziemię, a towarzyszył jej przy tym przerażony pisk. 

-O boże, naucz Ty się na tym jeździć, a nie wsiadasz na coś co może Cię zabić. -Powiedział Draco. Podciągnął spanikowaną małolatę za kaptur aby zrównała się z nim ramionami. Co prawda żeby to zrobić musiałaby stanąć na wysokiej drabinie, ponieważ Draco był bardzo wysoki, ale nie chodziło mu teraz o to, żeby robić jakieś konkursy dotyczące wzrostu. Wygrałby, to prawda. Nawet uśmiechnął się jak o tym pomyślał. 

-K-kim P-pan jest? -Zapytała dziewczynka drżącym głosem. 

-Co? Kobieto! To znaczy małolato! -Poprawił się. -Nie znasz mnie? Jestem Draco Malfoy!

Dziewczynka wyglądała jak spetryfikowana. Oczy wyszły jej na wierzch, a ręce mimowolnie opadły wzdłuż tułowia. 

-Co Ty robisz? -Zapytał Malfoy szarpiąc ją delikatnie za ramiona aby się otrząsnęła. 

-T-to pan obrabował w zeszłym roku bank prawda? Chce pan pieniędzy? -Zapytała.

-Co? Nie! Chce się tylko dowiedzieć gdzie mogę kupić pantofle dla Granger! -Zirytował się.

-Nie wiem. Naprawdę nie wiem, ale mogę dać panu pieniądze… niech pan nie robi mi krzywdy. -Powiedziała, a po policzku spłynęła jej łza. 

-Czy Ty nie rozumiesz? Nie chcę Twoich… -Właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że nie posiada żadnych pieniędzy. Co prawda mógł podpisać każdy czek, o każdej wartości, ale czy galeony, których posiadał góry się liczą? 

-Oxford Street. -Wydukała.

-Co? 

-Oxford Street. Tam pan kupi, to czego pan potrzebuje, ale proszę mnie już puścić. -Draco postanowił puścić dziewczynkę, aby nie rozpłakała się na dobre. Wziął nogi za pas i za pomocą licznych przechodniów trafił na ulicę, którą wskazała mu mała blondynka. Ulica była bardzo długa. Ciągnęły się wraz z nią liczne, mugolskie butiki, które mu się bardzo spodobały. Ubrania w ekskluzywnych sklepach, mimo, że dla mugoli, przypadły mu do gustu i postanowił tutaj wrócić jak będzie miał więcej czasu. Teraz skupił się na obcasach dla Granger. Szybkim krokiem przemierzał oświetloną świątecznymi lampkami ulicę, aż w końcu zdecydował się wejść do sklepu, o którym nigdy nie słyszał „Calvin Klein”. Chyba tak się nazywał. Podeszła do niego ekspedientka, z bardzo szczupłymi nogami, dużymi biustem, nadmuchanymi, czerwonymi ustami i delikatnymi czarnymi lokami. Wyglądała równie atrakcyjnie, co żmijowato. 

-Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc? -Zapytała kuszącym głosem. Najwyraźniej Draco bardzo jej się spodobał.

-Próbujesz mnie uwieść… -Spojrzał na plakietkę zaczepioną o kieszonkę w czarnej marynarce kobiety. -Floro? 

Spojrzała na niego nieco zmieszana.

-Nie oczywiście, że nie proszę pana. Powtórzę pytanie. Mogę dla pana coś zrobić? 

-Jasne. Zrób mi frajdę. -Kobieta o zielonych oczach popatrzyła na niego jak na wariata. -Żartowałem, nie patrz tak na mnie. -Zakpił. -Potrzebuję butów. Dla dziewczyny. 

-Pańskiej dziewczyny? -Zapytała.

-Nie, pańskiej. -Kobieta mruknęła coś jeszcze o tym, że nie ma dziewczyny i poprowadziła blondyna w stronę regału z butami. Rozejrzał się po półce i zupełnie zapomniał o tym, jaki kolor szpilek Hermiona potrzebowała. 

-Coś nie tak? -Zapytała Flora widząc minę Draco, który wyglądał jakby ktoś napierdział mu w twarz. 

-Tak. Nie wiem jaki kolor Granger potrzebuje. -Oznajmił.

-W takim razie, niech pan może zadzwoni do partnerki? -Zapytała oschłym tonem. Widać było, że jej nietypowy klient ją drażni. 

-Co mam zrobić? -Zapytał zaskoczony. Co do cholery znaczyło zadzwonić?!

-Zadzwoni. -Jednak mina arystokraty się nie zmieniła. -Telefonem. -Dodała. 

-Czym? Nie ważne. Daj mi kartkę papieru i pióro. -Powiedział nie siląc się na zwroty grzecznościowe. 

-Przykro mi, ale nie posiadam pióra. -Powiedziała wręczając mu kawałek papieru i czarny długopis. 

Chwilę silił się aby go uruchomić, ale przy pomocy zirytowanej ekspedientki udało mu się napisać parę słów, które miał zamiar wysłać do Hermiony.

Jaki kolor tych buciorów? -Treść listu bardzo zdziwiła kobietę o czarnych lokach. Czy tak zwraca się partner do swojej partnerki? Zdążyła zauważyć, że Draco jest nieco dziwny, ale to zupełnie ją zdezorientowało. 

-Macie tu jakąś sowę? -Zapytał zwijając mały papierek w jeszcze mniejszy kwadracik.

-Sowę? -Zapytała unosząc prawą brew do góry. 

No tak. Zapomniał, że znajduje się wśród mugoli. Jednak szybko wyszedł na zewnątrz, a przed sklepem czekała już na niego czarna sowa. Wyciągnęła do niego pazur, a on podał jej mały zwitek. Odleciała trzepocząc skrzydłami. Wiedziała, że ma wrócić jak tylko dostanie odpowiedź. Nie zajęło jej to wiele czasu. Po kilku minutach czarna sowa wleciała przez okno, które otworzył blondyn. Czarnowłosa spojrzała na niego z jeszcze większym zdziwieniem, kiedy odebrał list i pogłaskał sówkę po łebku. 

-Kremowe. -Powiedział Malfoy, a zdziwiona, wręcz przerażona kobieta poprowadziła go do miejsca gdzie znajdowały się buty takich jakich jej klient potrzebował.

-Przecież one wszystkie są takie same. -Zirytowany Draco wskazał palcem na jedne ze szpilek i skinął głową, że wybiera te. 

-Wiem… -Mruknęła z uśmieszkiem, dzięki któremu wyglądała na usatysfakcjonowaną. Tak też się czuła. Malfoy wybrał najdroższe buty, jakie obecnie mieli w swoim salonie. -Dwa tysiące siedemset trzydzieści dolarów proszę. -Powiedziała uśmiechając się do niego przymilnie i pakując prezent w ekskluzywne pudełko.

-Może być czek? -Zapytał niewzruszony tym ile kosztowały buty. -Chyba, że przyjmujesz galeony? -Zapytał z nadzieją.

-Nie, nie przyjmuje żadnych galeonów cholerny dziwaku. -Warknęła podkładając mu pod nos czek do wypisania. 

-Dziękuję Ci bardzo Floro, wrócę tu jeszcze. -Powiedział uśmiechając się wrednie i podając jej do ręki czek. Wyszarpnęła go i cisnęła w nim pudełkiem.

Szybkim krokiem udał się do Dziurawego Kotła, aby ponownie przenieść się do rezydencji Zabinich. Kiedy wyszedł z kominka zauważył, że salon jest ładnie przystrojony, a dźwięki muzyki wydobywały się z zaczarowanego gramofonu. Na kanapie siedział Blaise i Harry w krawatach,  którzy oglądali paczkę fajerwerków i chyba tylko Harry zdawał sobie sprawę z tego co właśnie trzymają. 

-Co to jest? -Zapytał blondyn podchodząc do nich dziarskim krokiem. 

-Malfoy! Hermiona na Ciebie czeka! -Powiedział poddenerwowany Harry.

-A, tak. Muszę jej coś zanieść. -Powiedział i podniósł paczkę, którą trzymał w prawej dłoni do góry.

-Co to? -Zapytał zainteresowany Blaise. 

-Jakieś... kapcie. -Powiedział i ruszył w stronę schodów. 

Kiedy otworzył drzwi do sypialni, Hermiona już tam była. Miała na sobie czerwoną, długą sukienkę z jednym ramiączkiem, które w całości było pokryte kwiatami. Włosy miała rozpuszczone, układały się w miękkie fale. Pierwszy raz Draco widział ją w makijażu. Co prawda nie mocnym, bo miała jedynie pomalowane oczy i usta przeciągnięte bezbarwnym błyszczykiem, ale mimo to wyglądała rewelacyjnie. 

-Masz. -Powiedział i rzucił jej paczkę pod nogi. 

-Malfoy! -Odwróciła wzrok od okna i spojrzała w jego stronę.  -Dłużej się nie dało? -Szatynka wyciągnęła rękę w stronę pudełka i już po chwili trzymała w niej kremowego lakierka na wysokiej szpilce. Spojrzała na niego z niemym szokiem wymalowanym na każdym milimetrze jej twarzy.

-Coś nie tak? -Zapytał. 

-Malfoy są… bardzo w porządku. -Mruknęła. -W dodatku musiały kosztować fortunę… -Hermiona po raz kolejny spojrzała na pudełko, na którym widniało logo sklepu. 

-Nie przesadzaj. -Powiedział podirytowany tym, że dziewczyna aż tak zachwyciła się głupimi butami. 

-Dziękuję…ale gdzie je dostałeś? -Zapytała, kiedy uświadomiła sobie, że tego sklepu nie ma na Pokątnej. 

-W Londynie. -Wzruszył ramionami. 

-Można je dostać w Londynie?. -Zapytała zaintrygowana tym, że w czarodziejskiej części Londynu można robić w zakupy w sklepie Kleina. 

-Jeśli wiesz gdzie szukać. -Powiedział rozbawiony. -A teraz wybacz, ale wynocha. Muszę się odpicować. 

-Racja. Wyglądasz koszmarnie. -Powiedziała zaczepnie i wyszła z pokoju w nowych obcasach, które prezentowały się na jej stopie bardzo ładnie. 

Kiedy usłyszał głos swojego dobrego przyjaciela Teodora Notta postanowił zejść do salonu i zaszczycić wszystkich swoją obecnością. Był ubrany w czarną koszulę, którą podwiniętą miał na wysokości łokci i czarne spodnie. W zasadzie wyglądał jak zawsze, jedynie krawat, który miał dzisiaj na sobie był czarny, a nie w kolorach swojego domu. Zanurkował ręką do jednej z szuflad komody i wyciągnął z niej czarne, aksamitne pudełko. Spiął krawat swoją nową spinką i schodami powędrował do miejsca, gdzie wszyscy już zaczynali zabawę. Uśmiechnął się kpiąco kiedy zobaczył minę Hermiony rozmawiającą z bliźniaczkami Patil. Jednak uczucie satysfakcji jakie rozlało się po jego ciele nastąpiło dopiero wtedy, kiedy zauważył Lavender witającą się z Pansy w towarzystwie Cho Chang. Kiedy Hermiona dostrzegła ślizgona, który niemal unosił się nad ziemią ze swojego szczęścia, przeprosiła Padmę i Parvati i podeszła rozindyczona do granic możliwości do barierki, o którą nonszalancko się opierał. 

-Uknułeś to. -Wysyczała przez zaciśnięte zęby. 

-Nie prawda. Po prostu byłem w stanie to przewidzieć. -Powiedział.

-Nie wierzę Ci! -Strzeliła Hermiona i zacisnęła ręce w piąstki. Na twarzy wykwitły jej rumieńce złości. 

-Szczerze mówiąc, moja droga, to mnie to nie obchodzi. -Posłał jej uroczy uśmiech i powędrował do Teodora Notta, który zdążył już się zakolegować z Potterem, ponieważ dzielili jedno dormitorium od połowy roku. 

Lavender, która zanudzała towarzystwo damskie, pomachała Hermionie na znak, żeby do nich podeszła. 

-Cześć Hermiono. -Przywitała się nieśmiało Cho. Hermiona opowiedziała jej na to tylko oschłym „cześć” i usiadła obok Pansy, z którą wreszcie mogła w spokoju porozmawiać. Niestety nie. Złudna nadzieja. Lavender i Parvati nawijały jak najęte. Opowiadały historie, które z resztą były wyssane z palca. Po kolejnych pięciu historiach Pansy zaryzykowała i odwróciła się w stronę Hermiony.

-Malfoy miał rację. -Szepnęła

-Wiem. -Odpowiedziała łamiącym się głosem. 

-Są koszmarne…-Mruknęła po raz kolejny jej do ucha. 

-Wiem. -Powiedziała zdesperowanym szeptem, a wtedy podeszli do nich panowie.

Malfoy jak na złość usiadł obok Hermiony, zaś Blasie i Teodor usiedli przed kanapą, którą zajmowały. Harry wziął na kolana swoją dziewczynę i złożył na jej policzku delikatny pocałunek. Ze względu na to, że dla Crabba i Goyla miejsca już nie było, sterczeli nad nimi niczym latarnie. 

-I jak? -Wymamrotał Malfoy prosto do lewego ucha szatynki. 

-Co jak? -Warknęła.

-Jak to co? Nowe przyjaciółki. 

-Nie są nowe, to po pierwsze, po drugie… -Nie zdążyła dokończyć.

-O czym rozmawiacie? -Zapytała Lavender.

-O Twojej pięknej sukience. -Powiedział Malfoy i wyszczerzył do niej białe zęby na co Zabini parsknął śmiechem.

-Słyszeliście co przed chwilą powiedziałam? -Zachichotała, a razem z nią Padma i Parvati. Cho siedziała na uboczu, oglądając słodką wymianę całusów Harrego i Pansy. Najwidoczniej żałowała, że w ogóle tu przyszła. 

-Tak słyszeliśmy. Świetna historia. -Powiedziała nerwowo Hermiona. Zachowanie blondynki niemiłosiernie ją irytowało. -Zapewniam Cię, że Malfoya bardzo zanudziła. -Lavander spojrzała na nią z niezrozumieniem. -To nie Twoja wina. Po prostu nie była o nim. 

-Jeżeli chcesz Draco, to możemy porozmawiać o Tobie. -Lavender uśmiechnęła się uwodzicielsko do Malfoya, a uśmiech, który do tej pory gościł na jego bladej twarzy zastąpił grymas obrzydzenia.

-Może porozmawiajmy lepiej o Granger. Rozmowy o niej zawsze są interesujące. -Odwrócił się do niej i poklepał ją po ramieniu. -Prawda? Granger? 

-Nie tak bardzo jak Tobie Malfoy. -Uśmiech, który rozlał się na jej twarzy był szalenie wymuszony, jednak Brown tego nie dostrzegła i wręcz oburzyła się, kiedy zobaczyła, a raczej pomyślała, że Hermiona i Draco podrywają się nawzajem. 

-O co tutaj chodzi? -Zapytała gniewliwym tonem Lavender. 

-Właśnie oglądamy skutek braku porozumienia. -Zaśmiał się Zabini.

-A słyszeliście o ciąży Dafne? -Padma sprawiła, że Harremu i Hermionie opadły szczęki, Malfoy i Zabini uśmiechnęli się kpiąco, a Pansy zauważywszy, że jej chłopak mocno pobladł, przytuliła się do niego mocniej i szepnęła mu do ucha, żeby tego nie słuchał. Potter najzwyczajniej w świecie tęsknił za Ronem. Nie było to żadną tajemnicą. W końcu przyjaźnili się przeszło siedem lat. Harry postanowił zakończyć swoją znajomość z Weasleyem w dniu, w którym owy chłopak próbował uderzyć Hermionę. 

-Nie mogę w to uwierzyć… Jak to mogło się stać! -Mówiła Lavender. Plotki były jej specjalnością i hobby. 

-Pozwól, że Ci wyjaśnię… -Zaczął Malfoy z dwuznacznym uśmiechem. -Mamy kobietę. Seksowną kobietę i mężczyznę, jeżeli są dosyć blisko to powstaje między nimi napięcie, które następnie przeradza się w napięcie erotyczne no i…

-Draco, ja doskonale wiem na czym polega robienie dzieci! -Zagruchała Lavender zasłaniając przy tym usta, aby stłumić chichot. 

-Na czym polega? -Zapytał Crabb speszonym głosem. Nikt mu nie odpowiedział, to pytanie było zbyt głupie. Nawet jak na niego. 

-Ale żeby z Ronem? Nie spodziewałam się tego po nim. To taki nieudacznik… -Powiedziała Parvati.

-Uwierz nie Ty jedna… -Wymamrotała Hermiona..

-Musi Ci być przykro, prawda? Między wami coś było? -Zapytała jedna z hinduskich bliźniaczek.

-Wybaczcie muszę nakarmić koty. -Hermiona podniosła się z siedzenia i poszła w stronę kuchni. Malfoy spojrzał na nią badawczo i zauważył, że momentalnie pobladła. Oczy straciły swój blask. Wydawało się, że każda wzmianka o Weasleyu ją pogrążała. 

-Szkoda… -Mruknęła Lavender i natychmiast przysiadła się na miejsce obok blondyna. -Wyglądasz znakomicie Draco. -Powiedziała, strzeliła oczami i zawiesiła swoją rękę na jego ramieniu. 

-Wiem. -Warknął i strzepnął obślizgłą dłoń. Spojrzała na niego z wyrzutem.

-Dlaczego nie tańczymy? -Zapytał znienacka Crabb. 

-Właśnie? -Lavender spojrzała po raz kolejny na ślizgona słodkimi oczami. Crabb widząc jej zapał do zabawy podszedł do niej i wyciągnął przed siebie grubą łapę.

-Zatańczysz? -Blondynka spojrzała na Malfoya, potem na Padmę, na jej bliźniaczkę, aż w końcu skończyła wędrówkę swoich oczu na tłustym chłopakiem przed nią. 

-Nie… raczej nie. Nie potrafię za bardzo… -Odpowiedziała.

-Malfoy! Malfoy! -Hermiona wbiegła do salonu z lekką zadyszką. Złapała się za okolice klatki piersiowej i zaczęła głęboko oddychać. Blondyn widząc dziewczynę uśmiechnął się ironicznie. -Koty… -Wydyszała. -Nie ma Krzywołapa. Spraw… Sprawdziłam wszędzie. -Hermiona podniosła swoje spojrzenie na rozbawionego ślizgona nakładającego sobie sałatkę. Na jego miejscu wcale nie byłoby jej do śmiechu.

-Wreszcie dał dyla. -Zaśmiał się złośliwie. -A ta sałatka jest zdecydowanie za słona. Kto ją robił? -Zapytał wykrzywiając twarz z obrzydzenia.

-Ja. -Powiedziała stanowczym tonem. -Malfoy, Twój kot też zniknął. -Dodała, a Malfoy słysząc jej słowa zerwał się z kanapy wyrzucając z rąk spodek z jedzeniem, który zrobił widowiskowego koziołka w powietrzu i upadł na głowę Lavender obrzucając ją sałatką z łososiem.

-Idziemy. -Powiedział tylko i pociągnął za łokieć zdezorientowaną Hermionę. 

-Co Ty robisz? -Zapytała, kiedy już znajdowali się na zewnątrz, a Malfoy wyjął z kieszeni papierosa i odpalił za pomocą zapalniczki, którą nabył w jednym z mugolskich sklepów, zresztą tak samo jak paczkę nieprzyzwoicie drogich kopciuchów. 

-Testuję swój nowy zakup. Ty wiedziałaś Granger co Ci mugole sprzedają? -Hermiona spojrzała na niego z obrzydzeniem. Wiedziała co chłopak trzymał w ręku. Nie tolerowała tego ani trochę. Była przeciwniczką wszelkich używek.

-Nie mamy czasu Malfoy na Twoje eksperymenty! -Powiedziała dobitnie. Wyrwała blondynowi dymiącego się peta i wyrzuciła w zaspę śniegu. Spiorunował ją gromowładnym spojrzeniem i w ostatecznym momencie pobiegł za dziewczyną, której szpilki wbijały się w biały puch. 

-Granger gdzie my właściwie biegniemy? -Zapytał zdyszany kiedy dostrzegł zarysy lasu, do którego nie zamierzał wchodzić. 

-Musimy. -Odkrzyknęła Hermiona, która wiedziała o co chodzi bojaźliwemu blondynowi. 

Nie chciał wyjść na tchórza. Co to, to nie. Absolutnie. Wbiegł za nią do zaśnieżonego, ponurego gąszczu, w którym nie było nic poza konarami wysokich sosen, z których co jakiś czas spadały kopce śniegu. Blask księżyca sprawiał, że biały puch mienił się niczym małe brylanciki poukładane tuż obok siebie. Pod stopami strzelały im zbrylone gałązki i oszroniony mech. 

-Granger, czy tutaj mogą być jakieś oddziały partyzanckie? -Zapytał będąc całkowicie poważny. 

Odwróciła się do niego, aby uśmiechnąć się kpiąco i wytknąć mu jego panikarstwo, ale nagle poczuła pod obcasem twardy, nieproszony kamień, przez którego zwaliła się jak kłoda tuż przed nogami blondyna.

-Wstawaj Granger, sama mówiłaś, że nie mamy czasu. -Prychnął rozbawiony i podał jej dłoń. Chwyciła ją, ale zaraz tego pożałowała, ponieważ chłopak specjalnie puścił drobną rączkę szatynki, a ona po raz kolejny osunęła się na ziemię. 

-Ty prymitywny draniu! -Warknęła podnosząc się i otrzepując z zimnego puchu. Zauważyła, że na kolanie pojawiło jej się mocne zadrapanie, z którego sączyła się krew. 

-Cicho siedź Granger! -Szepnął dosyć donośnie. Rozejrzał się po okolicy i momentalnie zesztywniał. Obydwoje milczeli, dzięki czemu usłyszeli warczenie jakiegoś zwierzęcia. 

-T-to chyba wilk… -Bąknęła cicho Hermiona z przerażeniem. 

-No co Ty nie powiesz! -Powiedział trochę zbyt głośno, przez co czarne wilczysko wychyliło się zza drzewa i pognało w ich stronę. 

-W nogi Malfoy! -Krzyknęła Hermiona. Złapała blondyna za dłoń i popędziła ku wysokiej sośnie, na której zamierzała schronić się przed leśnym zwierzęciem. Wdrapali się po gałęziach na niemal sam czubek choinki, przysłuchując się odgłosom skrzypiącego śniegu pod łapami czarnego psa. Malfoy przydusił drzewo swoimi ramionami, oczy miał zamknięte, a ciało drżało mu ze strachu. 

-Boisz się Malfoy? -Zapytała szatynka nieco rozbawiona stanem ślizgona. 

-Co robię? -Momentalnie otworzył oczy i spojrzał na nią uśmiechając się przy tym ironicznie.

-Boisz się. -Stwierdziła. -W skali od jeden do dziesięciu jak bardzo?

-Nie boję się Granger. -Parsknął śmiechem, ale gdy usłyszał kolejne warknięcie ponownie mocno przygwoździł ręce do kory drzewa. -Chrzanić skalę Granger. Sram w gacie! -Powiedział spanikowany. -Granger co Ty trzymasz w ręku? -Zapytał zaciekawionym tonem kiedy otworzył zaciśnięte powieki i spojrzał na swoją pożal się Boże, towarzyszkę. 

-Ja? -Zapytała podszyta strachem. -Różdżkę. -Powiedziała cicho.

-Masz różdżkę Granger?! -Powiedział rozdrażnionym tonem. -Kpisz sobie?! Zabij to bydle! -Wrzasnął.

-Oszalałeś?! Nie będę nikogo zabijała! -Zahuczała. -Zresztą jesteśmy poza szkołą i nie mam zamiaru czarować. -Powiedziała zadzierając wyzywająco głowę w jego stronę. 

-Jesteśmy dorośli Granger! -Zawył Malfoy rozpaczliwym tonem. -Jesteś dorosła! Możesz użyć czarów do cholery! 

-Pamiętasz co mówił Dumbledore? -Zapytała. -Mówił, żeby nie używać różdżki bez potrzeby dopóki nie skończymy szkoły. Jedynie w nagłych przypadkach. 

-A to niby nie jest nagły przypadek?! Granger to coś zaraz nas pożre! 

-To już jest sprawa dyskusyjna. -Powiedziała i spojrzała w dół. 

-Właśnie o tym dyskutujemy! -Zasyczał przez zaciśnięte zęby. Spojrzał na jej zakrwawione kolano i odwrócił wzrok. Rana nie wyglądała ciekawie. -Granger... Twoja krew... On chyba ją czuje. To przez Ciebie tu stoi! 

-Och wybacz Malfoy, że krwawię! -Wywróciła oczami. -Poszedł sobie! -Zawołała po chwili milczenia. 

-Poszedł? Granger! Spójrz tam! -Wskazał palcem na pień, po którym wspinało się zwierze. Wyrwał szatynce z ręki różdżkę, a ta pisnęła i z hukiem upadła na miękki śnieg. 

-Drętwota! -Wrzasnął blondyn celując różdżką w wilka. Spojrzał na ziemię gdzie leżała brązowowłosa w czerwonej sukience. Zakołysał się, stracił równowagę i runął spadając prosto na Hermionę. 

Pisnęła z bólu, a zaraz po tym do ich uszu doszedł dźwięk fajerwerków. W pozycji leżącej spojrzeli na rozgwieżdżone niebo i ujrzeli kolorowe ramiona ciągnące za sobą grube komety. 

-Piękne… -Szepnęła Hermiona. 

-Chyba przegapiliśmy Nowy Rok Granger. -Powiedział Malfoy. Hermiona odwróciła głowę w jego stronę, przez co teraz ich twarze dzieliły milimetry. Czuła na swoich ustach jego rozgrzany oddech, czuła jego drzewno-orientalny zapach perfum. Po jej ciele przebiegły dreszcze. Nie miała pojęcia skąd się pojawiły, co było przyczyną ich pojawienia. Temperatura powietrza? Czy bliskość jaką teraz dzieliła z chłopakiem o jasnych kosmykach włosów, które majestatycznie opadały mu na twarz? 

-Chyba masz rację… -Szepnęła. Po chwili poczuła smyranie na lewym, zaróżowiałym policzku.

-Krzywołap! -Zawołała ożywiona. Zrzuciła z siebie ślizgona i przytuliła rudego sierściucha, obok którego siedziała platynowa kotka Malfoya. 

Blondyn położył się na plecach. Lodowaty śnieg pieścił jego naelektryzowaną skórę, która w obecnym momencie była mocno rozgrzana. Serce nienaturalnie uderzało w klatkę piersiową. Spojrzał jeszcze raz rozszerzonymi źrenicami na niebo, na którym cały czas roztrzaskiwały się efektowne race. 


-Cholerna Granger… -Mruknął przeciągle pod nosem. 

___________________________________________________________________




11 komentarzy:

  1. Niedawno wpadałam na tego bloga. Na początku przeczytałam tylko drabble.Kiedy w końcu znalazłam chwilę i zaczęłam czytać prolog. Tak mnie wciągnął, że nawet nie wiem jak szybko przeczytałam resztę rozdziałów :) Czekam na więcej :)

    Pozdrawiam ^^

    http://druellaopowiada.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, a cieszy mnie to jeszcze bardziej! :)

      Usuń
  2. Bardzo fajny rozdział ;) podobały mi się dialogi i to kupowanie butów.
    Oczywiście czekam na next!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rodzial! Bardzo mi się podobał :) zapraszam tez do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpadłam tu przez przypadek i chyba zostanę na dłużej :) Narazie z grubsza przeleciałam wzrokiem po najnowszym rozdziale i zapowiada się świetnie :) Jak tylko będę miałą chwilkę przeczytam wszystko i skomentuję, a tymczasem zapraszam do mnie - sevfiction.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie :) Cieszę się bardzo i zapraszam. Wpadnę oczywiście przy chwilce czasu!

      Usuń
  5. Asiu! Zostałaś nominowana przeze mnie do liebster award!
    Zapraszam i życzę dalszych sukcesów w prowadzeniu bloga. :) http://letothers.blogspot.com/2016/01/liebster-award-dwadziescia-porad-od.html

    OdpowiedzUsuń