Witam!
Po krótkiej przerwie wracam. Osobiście rozdział średnio mi się podoba, ale mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej... znacznie lepiej. Tym razem dużo opisów, ale cóż, trudno. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Miłego czytania.
Nilkrokusy. :)
Następne dni były bardzo monotonne. Oprócz jedzenia posiłków i uczenia się, Hermiona nic innego nie robiła. No może z wyjątkiem jednego wieczoru, który spędziła z Pansy w jej dormitorium. Rozmawiały wtedy na każdy możliwy temat, brązowooka dowiedziała się, że Pansy już nie zależy na Malfoyu, za którym ganiała sześć lat. Podobno byli razem na trzecim roku, kiedy to Draco miał mały incydent z Hardodziobem i trafił do skrzydła szpitalnego. Wtedy właśnie ślizgonka spędzała z nim całe dnie i noce, a kiedy wyzdrowiał, na powrót traktował ją jak powietrze. Odpuściła dopiero wtedy, gdy uświadomiła sobie, że mu się po prostu znudziła. To dziwne, że dostrzegła to po takim czasie. Trzeba być przeciętnie inteligentnym żeby dodać dwa do dwóch, każdy widział, że Malfoy bawi się panienkami jak mu się podoba, a mimo tego jego fanclub bezustannie rósł w siłę. Na jego czele od wielu lat stała Pansy, Dafne i Astoria. Na nieszczęście Draco, siostry Greengrass wciąż uparcie walczyły o jego serce. Nie raz i nie dwa razy dochodziło również do pojedynczych bijatyk między nimi. Cały Hogwart wspomina do dziś jak Astoria chodziła z łysym plackiem na głowie, a jej starsza siostra z podbitym okiem i złamaną ręką. Nie wiadomo co trzeba by było zrobić, byle tylko blondyn zwrócił uwagę na którąś z dziewczyn, dłużej niż jedną noc. Idealna dziewczyna według Draco powinna być inteligentna, zaradna, kulturalna i z własnym zdaniem, nie mogła być za wysoka, nie lubił zbyt przesadnie chudych dziewczyn typu Astoria, której nogi przypominały zapałki. Musiała mieć kobiece kształty. Ładną twarz i szczególnie ważne były oczy. Pamiętał jak Teodor opowiadał mu, że kiedy patrzy na Ginny, przechodzą go dreszcze. Jej oczy do tej pory go hipnotyzują mimo, że od kiedy zatopił się w nich pierwszy raz minęło już przeszło pięć lat. Byli wtedy dziećmi, a jego uczucie przetrwało aż do dzisiaj. Draco nie wierzył w prawdziwą miłość, w taką jaką darzył jego przyjaciel rudowłosą Ginny. Dla niego prawdziwa miłość musiała być obustronna. A taka zdarzała się jedna na milion. Czuł, że nie była mu dana. Nie potrzebował jej, ale bał się, że jego małżeństwo będzie wyglądało jak Narcyzy i Lucjusza, które można było określić jednym słowem- żenada. Hermiona była bardzo podobnego zdania, jedynie co różniło jej teorie od teorii Draco było to, że ona naprawdę chciała się zakochać, dla blondyna było to oznaką słabości, dla niej oznaką szczęścia. Czuła że brakuje jej czegoś w życiu. Zdecydowanie brakowało właśnie miłości. Prawdziwej i szczerej miłości, która otworzyłaby bramy do wielu miejsc.
Była sobota, czyli wyjście do Hogsmade, którego wszyscy bardzo wyczekiwali. Hermiona się nie wybierała, ponieważ nie miała z kim, Harry szedł z Ronem, a Pansy leżała od dwóch dni chora w łóżku. W tym wypadku poszłaby z Blaisem, ale z racji tego, że pewnie wybierał się tam z Draco, nie miała zamiaru pytać czy może się z nim zabrać. Siedziała w pokoju wspólnym, do którego wkroczył pewien blondyn. Zatrzymał się przed kanapą, na której siedziała i kiedy wstała, żeby wrócić do swojego dormitorium zapytał:
-Nie idziesz do Hogsmade? -Hermiona odwróciła się i z dziwną miną wpatrywała się w chłopaka.
-A co Cię to interesuje? -Zapytała szczekliwym tonem. Czemu on musiał być taki wścibski? Malfoy był chyba największym plotkarzem w całej szkole, gorszym od Rity Skeeter. Wiedział wszystko o wszystkich i to on zawsze rozgadywał najnowsze relacje.
-Bo tak się składa, że ja też. -Uśmiechnął się wrednie. Dla niego to była świetna okazja, żeby ją trochę powkurzać. Ostatnim razem, kiedy zarobił u niej szlaban, zrobiła go w konia i po prostu wyszła, a na dodatek jego zemsta przyniosła marne efekty.
-Fajnie, a co z Blaisem? Czemu nie idzie? -Zapytała beznamiętnie.
-Blaise idzie! Jeśli z Tobą to bardzo chętnie! -Czarnoskóry sprężystym krokiem przemierzał salon, objął ramieniem Hermione i już chciał zaproponować wyjście, kiedy odezwał się blondyn:
-To ja idę z wami!
-Chyba śnisz! -Wrzasnęła Hermiona, a wtedy wszyscy ślizgoni zajmujący miejsce w salonie zwrócili oczy w ich stronę.
-Jasne. To moja całkiem nieskryta fantazja. -Powiedziawszy to uniósł prawą brew do góry.
-Zapomnij! Blaise idziemy! -Pociągnęła chłopaka za rękę do wyjścia, a ten nie
móc się nawet sprzeciwić, posłał blondynowi przepraszające spojrzenie.
Rozgniewana Hermiona pędziła w stronę Wielkiej Sali gdzie miała odbyć się zbiórka osób wychodzących do miasteczka. Po drodze spotkali Harrego, który najwidoczniej wybierał się tam samotnie. Dziewczyna spojrzała porozumiewawczo na towarzysza, który pokiwał głową na znak niezgody.
-Harry! -Hermiona entuzjastycznie rzuciła się w stronę przyjaciela, który przyjął ja w swoje objęcia. -Gdzie Ron?
-Musiał z kimś pogadać. Nie wiem kogo Ginny miała na myśli. -Wzruszył ramionami.
-Dafne. -Mruknęła.
-Słucham?
-Nic Harry. Pójdziesz z nami do Hogsamade? -Uśmiechnęła się promiennie i spojrzała wyczekująco na Blaisa.
-Yy tak Potter chodź z nami. -Silił się na przekonujący ton.
-No… -Popatrzył na przyjaciółkę, która wręcz błagała go swoim wzrokiem. -W porządku.
Ruszyli schodami, które miały dzisiaj bardzo dobry dzień i po chwili stali już przed wejściem do wielkiej sali, gdzie Filch wraz z profesor McGonagall wyczytywali nazwiska. Minęło może niecałe dwadzieścia minut, a cała trójka znajdowała się już w barze Pod Trzema Miotłami.
-Hermiono co dla ciebie? -Zapytał Zabini.
-Poproszę piwo kremowe.
-Dobrze, a Ty Potter czego się napijesz? Ognista, piwo?
-Ognistej. -Odpowiedział Harry.
Blaise poszedł złożyć zamówienie, a w tym czasie Harry i Hermiona zajęli stolik naprzeciwko dużego okna. Szatynka zdjęła swój czarny płaszczyk i zawiesiła na wieszaku.
-Hermiono coś się stało? -Zapytał czarnowłosy, kiedy zauważył, że kasztanowłosa wpatruje się w okno jak zahipnotyzowana.
-C-co? A nie, nic, zdawało mi się… coś. -Hermiona zmarszczyła czoło i zajęła miejsce obok przyjaciela. -No więc opowiadaj Harry, co u Ciebie?
-Nic ciekawego. A co u Ciebie? Przepraszam za ciekawość, ale czy między Tobą, a tym Zabinim coś jest? -Harry nieśmiało uśmiechnął się do przyjaciółki.
-Oh nie! My się tylko przyjaźnimy! -Zaśmiała się szatynka. Żadne z nich nie było świadome, że ich spotkaniu ktoś bacznie się przygląda.
-Szkoda, wydaje się fajnym gościem. -Po chwili dołączył do nich ten, o którym była mowa i o dziwo nie był aż tak wrogo nastawiony do Pottera.
Przez następna godzinę rozmawiali o quiddichu, szkole, właściwie o wszystkim. Chłopaki dogadywali się bardzo dobrze, na co Hermiona odetchnęła.
-Wiecie, było mi bardzo miło, ale muszę jeszcze coś załatwić. -Powiedział Harry udając zawiedzionego. Szybko zebrał swoje rzeczy, uścisnął dłoń czarnoskórego chłopaka, mrugnął porozumiewawczo do Hermiony, na co ta pokiwała głową w geście dezaprobaty i po chwili już go nie było. W drzwiach minął osobę, której teraz nie miał ani trochę ochoty widzieć. Wymienili mordercze spojrzenia, ale żaden się nie odezwał.
Postać, która minął Harry usiadła w rogu pomieszczenia i obserwowała dwójkę przyjaciół, którzy śmiali się i prowadzili dość ożywioną rozmowę. W pewnym momencie zapanowała między nimi cisza, gdzie szatynka i czarnoskóry chłopak patrzyli na siebie milcząc. Nie była to krępująca cisza, była to cisza dokładnie taka sama jak wtedy, gdy Hermiona siedziała przy kominku w salonie Gryfonów wraz ze swoimi przyjaciółmi. Nie musieli wtedy mówić, wystarczyło im, że są. Nic więcej.
-Wiesz Hermiono, dziękuję, że jesteś. -Przyjaciel złapał za dłoń swojej rozmówczyni. -Z Draco nigdy nie mogłem szczerze porozmawiać. On nigdy mnie nie rozumiał w taki sposób jaki Ty to robisz, nigdy nawet nie chciał rozumieć. Oczywiście, uwielbiam go. Jest dla mnie jak brat, ale mimo wszystko cieszę się, że Cię poznałem. -W tym momencie ktoś stanął prosto przed Zabinim i mocno walnął go w twarz. Chłopak upadł na podłogę, a spod ręki, która trzymał na uszkodzonym nosie, mocno sączyła się krew. Hermiona wstała przerażona spojrzała oprawcy w oczy i pisnęła przerażona:
-Malfoy! Co Ty zrobiłeś!? -W tym momencie uklęknęła przy przyjacielu i zaczęła wycierać serwetką krew z jego twarzy.
Blondyn dopiero po chwili uzmysłowił sobie co zrobił i natychmiast potępił siebie w myślach. Złapał szatynkę za ramię na znak, żeby się do niego odwróciła.
-Co mu jest? -Zapytał lekko speszony.
-Co mu jest?! Połamałeś mu nos kretynie! -Wrzasnęła.
-Zabierzmy go do pani Pomfrey. -Zdecydował.
-Ja go tam zabiorę. A ty się stąd wynoś! -Wrzasnęła po raz kolejny. Blondyn jednak nie odpuścił. Podniósł przyjaciela i zwrócił się ku drzwiom. Po około trzydziestu minutach byli na miejscu. Oboje czekali przed wejściem do skrzydła szpitalnego, kiedy Blaise był założyć opatrunek i nastawić nos.
-Co Ci odbiło? -Przerwała ciszę dziewczyna.
-Nie wiem. -Odpowiedział zgodnie z prawdą blondyn.
-Malfoy, Ty na prawdę jesteś idiotą! Milion galeonów dla tego kto znajdzie Twój rozum!
-Czuję się miło połechtany. -Uśmiechnął się złośliwie.
-Dlaczego Ty nigdy nie traktujesz niczego na poważnie! Właśnie roztrzaskałeś twarz swojemu najlepszemu kumplowi! Nawet on Cię nie obchodzi tak? -Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Granger nigdy nie mów mi na czym mi zależy, a na czym nie. -Poderwał się i podszedł do niej na tyle blisko, że czuła jego ciepły oddech na twarzy. Ich ciała się stykały, a ona czuła jego zapach, umięśniony tors chłopaka był na wysokości jej brody, widziała gromy w jego oczach, nerwowo przełknęła ślinę. Draco nachylił się nisko nad szatynką i niemal szepnął jej do ucha. -Blaise jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Zrobiłbym dla niego wszystko. Nawet jeżeli miałaby to być ostatnia rzecz jaką bym zrobił w życiu. Poruszyłbym dla tego człowieka niebo i ziemię. Dlatego nie wmawiaj mi rzeczy, nie mając o mnie żadnego pojęcia Granger. Zrozumiano? -Hermiona pokiwała głową. Była zaskoczona, wręcz przerażona z jaką powagą Malfoy to mówił. Co prawda zawsze był dosyć poważny, ale nie w ten sposób. Jego maska nigdy nie zdradzała prawdziwych uczuć. Zawsze ukrywał swoje myśli za zasłoną sarkazmu i arogancji. Tym razem się go bała. Odsunął się od niej i spojrzał w oczy. Widział w nich strach, ale i podziw. Mało było ludzi na świecie, którzy oddali by życie za swoich przyjaciół. Wydawało się ze Draco Malfoy to pieprzony egoista, zapatrzony w siebie dupek. Co prawda to prawda, był totalnym egocentrykiem, kochał siebie, ale najwidoczniej było coś ważniejszego od jego samego -przyjaźń. Tak, przyjaźń jest wielka. Nawet dla ludzi takich jak Draco.
Zaraz po tym kiedy blondyn odsunął się od dziewczyny, odwrócił się w się w stronę okna. Przez następne pół godziny oglądał gwiazdy. Nawet nie drgnął. Stał w bezruchu, na korytarzu słychać było tylko ich oddechy. Od czasu do czasu szum wiatru, który przez dość nieszczelne okna, owiewał twarz chłopaka. Zdecydowanie wolał chłód. Odzwierciedlał jego charakter. On był chłodny, miał przerażająco zimne spojrzenie, jego ciało było chłodne, można byłoby się zastanawiać czy aby na pewno wynosi trzydzieści sześć i sześć stopni Celsjusza. Jego idealnie wycięte dłonie były blade, tak samo jak reszta jego ciała. Niemal białe włosy podkreślały jego wyraziste rysy twarzy. Był pięknie wyrzeźbiony, można byłoby porównać go z rzeźbą lodową.
Nagle zza drzwi wyłoniła się pani Pomfrey.
-Kochani, pan Zabini dostał lekkiego wstrząsu mózgu, będzie musiał zostać parę dni tutaj, w skrzydle. -Starsza kobieta uśmiechnęła się do obojga uczniów. -Nie martwcie się, nic mu nie będzie. A teraz już idźcie, dobranoc. -Hermiona ruszyła za Malfoyem, który bez słowa pomaszerował w stronę lochów. Przeszli przez kamienna ścianę, ślizgon podszedł do barku i zaczął wyjmować najróżniejsze trunki. Szatynka wywróciła oczami, miała dość widoków pijanych domowników. Postanowiła wrócić do dormitorium, wziąć gorącą kąpiel i pójść wcześniej spać, niestety jej plany pokrzyżował patrol, który musiała codziennie odbywać. Tym razem jednak musiała spełniać ten obowiązek sama. Gdyby Pansy nie była uziemiona w łóżku zapewne by się z nią wybrała, ale niestety.. od dwóch dni męczyła ją ciężka choroba. Nie miała innego wyjścia. To wina Malfoya, tak to przez niego. Gdyby nie on, Blaise nie leżałby teraz w skrzydle szpitalnym. Była wściekła, postanowiła wziąć gorącą kąpiel. Po godzinie wyszła z ogromnej wanny, w powietrzu nadal utrzymywały się opary waniliowego płynu do kąpieli. Chwila odpoczynku i mogła zaczynać patrol. Zeszła do ciemnego salonu, w drodze do wyjścia poczuła pod stopą coś miękkiego, straciła równowagę i bach! Gleba? Czyżby zaliczyła glebę? Nie, zaliczyła umięśniony tors Draco Malfoya. Patrzyła na pogrążoną we śnie twarz blondyna. Wyglądał tak spokojnie, tak bezgrzesznie. Usta wykrzywione w uroczym uśmiechu. Pasma opadające delikatnie na czoło i oczy.
-Cholerny Malfoy! Schlałeś się! Jak sądzisz uratuje Ci twój upośledzony tyłek, czy pozwolę umierać nazajutrz z połamanym kręgosłupem i pięciogwiazdkowym kacem? -Podniosła się teraz tak, że siedziała po turecku przy zalanym w trupa chłopaku. Odgarnęła jedno pasemko włosów z jego czoła.
-Jesteś słodki kiedy śpisz. -szepnęła mu do ucha, nieświadoma, że chłopak wszystko słyszy. - Co ja gadam? Wyglądasz okropnie, matko naprawdę paskudnie Malfoy wstydziłbyś się! -Krzyknęła, kiedy już się opamiętała.
-Dzięki Granger. -Odpowiedział zachrypniętym głosem, a na twarzy już widać było jego charakterystyczny ironiczny uśmiech. Hermiona osłupiała. Szybko poderwała się do góry i zniknęła za kamienna ścianą.
Draco mimo tego że był pijany jak szpak, był jakby świadomy całej sytuacji. "Jesteś taki słodki kiedy śpisz" głos dziewczyny szumiał mu w głowie. Jej dłonie ogarniające jego włosy. Nie spędzali razem dużo czasu, mimo że bardzo tego chciał. Oczywiście nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą. Granger to mugolaczka… to znaczy szlama! -Poprawił się w myślach. Nie mógłby spędzać czasu z kimś takiego pokroju. To absurd, on arystokrata czystej krwi miałby mieć przyjaciółkę szlamę? Niedorzeczne! Nie rozumiał Blaisa, który spędzał z nią praktycznie każdą wolną chwilę. Właściwie to go rozumiał, aż za bardzo i to go bolało. Hermiona miała poczucie humoru, umiała doradzić, była otwarta na rozmowy, zapewne dotrzymałaby każdego powierzonego jej sekretu, ale na co mu to? On i tak nie otwierał się przed nikim. Według niego nikt nie był godzien znać jego sekretów. Tylko on był godzien znać samego siebie. Taki juz był skomplikowany, niezrozumiały, nieprzytulisty i mało wylewny. Zamknięty i zakochany w sobie. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że jest w stanie polubić tę dziewczynę, nieświadomy tego, że niedużo mu do tego brakuje.
Następnego dnia Hermiona z samego rana udała się do skrzydła szpitalnego, w pokoju wspólnym od wczoraj leżał stos butelek po alkoholu spożytym przez Malfoya. Jego już tam nie było, więc najwyraźniej musiał w nocy wstać i
udać się do swojego dormitorium. Zapewne będzie się czuł koszmarnie jak tylko się obudzi. Nie wiadomo dlaczego, postanowiła wrócić się o swojej sypialni po małą fiolkę wypełnioną niebieskim płynem. Postawiła ją na stoliku w salonie i pomaszerowała w odwiedziny do Blaisa.
Draco obudził się z niemiłosiernym bólem głowy. Przeklinał w myślach tłustowłosa, który nie miał w swoich zapasach eliksiru na kaca. Zszedł powoli do pokoju wspólnego. Był w tragicznym stanie. A mimo to, jak na Malfoya przystało wyglądał nadal bardzo pociągająco. Usiadł przy jednym ze stolików popijając szklankę zimnej wody. Tuż przy nim leżała upragniona fiolka z płynem uleczającym zatrucie alkoholowe. Fata morgana -Pomyślał. Wyciągnął rękę w stronę buteleczki i po chwili trzymał ją w objęciach swoich palców. Wypił co do kropli, lekko gorzkawy płyn i od razu poczuł się lepiej.
-Granger.. -Mruknął, a na usta wpłynął mu delikatny uśmiech.
***
Hermiona była już w skrzydle szpitalnym. Otworzyła drzwi i na końcu z sali dostrzegła swojego przyjaciela, wyglądał w porządku. Po złamanym nosie nie było śladu.
-Hermiona! -Chłopak bardzo ucieszył się na widok swojej przyjaciółki.
-Jak się czujesz? -Zapytała, uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Bardzo dobrze. Powiedz mi, co temu odwaliło?
-Mówi że nie wie.
-A ja myślę, że wie i wyciągnę to od niego. -Powiedział z tajemniczym uśmiechem.
Wtedy do sali wszedł obiekt ich pogaduszek. Draco wyglądał bardzo dobrze. Zdecydowanie była to zasługa eliksiru, który zostawiła mu Hermiona. Zastanawiał się czemu musiała mieć takie dobre intencje wobec wszystkich. On na pewno czegoś takiego by nie zrobił. Na pewno nie jej, syciłby się widokiem konającej szatynki. Ale na pewno by jej nie pomagał, o nie w żadnym wypadku. Wszedł pewnym krokiem do sali i no właśnie co miał zrobić? Jak wytłumaczyć im to, że rąbnął przyjaciela w twarz za nic? To znaczy na początku wydawało mu się to za nic, potem jednak przemyślał to i doszedł do wniosku, że.. Nie! To niemożliwe! Nie mógł sobie w to uwierzyć, wolał, żeby jego przemyślenia nigdy nie ujrzały światła dziennego. Lepiej zachować je w ciemnym zakamarku jego umysłu. Podszedł do łóżka gdzie leżał czarnoskóry chłopak, a na skraju łóżka siedziała szatynka. Zacisnął pięści, musiał się hamować. Nie mógł znowu mu dać w twarz za nic! Ogarnij się Draco, spokojnie. -Przemawiał do siebie w myślach. Obydwoje zauważyli, że z blondynem coś jest nie tak, po czole spływały krople potu, usta zaciśnięte w cienką linie i te dłonie, zaciśnięte w pięści, na tyle mocno, że paznokcie uszkadzały naskórek wewnętrznej części jego rąk.
-Dracze.. co się dzieje? -Zapytał cicho Zabini. Martwił się o swojego kumpla, wiedział, że bez przyczyny nie przygrawerowałby mu w nos.
-Ja już pójdę. -Odezwała się Hermiona. Ona też widziała, że z Malfoyem nie jest dobrze. Co się stało z jego maska obojętności? Coraz częściej było widać jak miota nim złość. Najczęściej w towarzystwie jej i Blaisa. Miała nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Mimo, że nie lubiła Malfoya to nie chciała żeby chłopaki się pokłócili, wiedziała ile znaczy dla Draco jej przyjaciel i na odwrót. Znali się prawie osiemnaście lat i od zawsze się przyjaźnili. Była to zdecydowanie trwalsza przyjaźń niż jej i rudzielców. Właśnie, Harry mówił coś na temat Rona i osoby, z którą musiał porozmawiać. Zapewne Dafne mu wszystko powiedziała. Ciekawe jak zareagował, na pewno nie jest gotowy na dziecko. Co jeśli wyrzuca ich ze szkoły? Szybko jednak odrzuciła od siebie myśli o żałosnej parze. Co ją to obchodzi? Wróciwszy do lochów postanowiła odrobić zadania domowe i pouczyć się co nieco.
W tym samym czasie w skrzydle szpitalnym panowała dość nieprzyjemna cisza, która postanowił przerwać czarnoskóry. Wiedział, że Draco nie jest najlepszy jeśli chodzi o przeprosiny, których nawet nie oczekiwał. Nigdy nie słyszał żeby blondyn używał tego słowa. Dokładnie tak samo proszę i dziękuję. Nigdy też nie pytał co u kogo słychać, ani nie pocieszał w trudnych chwilach. Najwyżej ochrzaniał za chwile słabości. Taki już był nieczuły i mało delikatny.
-Musimy pogadać. -Rzekł.
-Po to tu przyszedłem. -Odpowiedział blondyn zajmując miejsce obok przyjaciela, usiadł na krzesełku i zastanawiał się po co Granger siedziała na łóżku skoro było krzesło? Może go całowała? Może chciała położyć się obok niego i spędzić u niego noc? Pamiętał ich rozmowę w Hogsmade. Co prawda mało z niej słyszał, ale dałby sobie rękę uciąć, że obdarzali się czułymi słówkami, których on tak bardzo nienawidził. Nie był typem romantyka, w zasadzie nie miał okazji się nawet sprawdzić w tej roli, jakby nie liczyć jego około trzydziestu partnerek to nie miał za sobą poważnego związku. Nigdy się o nikogo nie starał, mógłby mieć każdą gdyby tylko ładnie się uśmiechnął, a może nawet i to za dużo wysiłku. Jedno spojrzenie, tak to wystarczy żeby mieć każdą. Chwila, każda? Niestety musiał przyznać, że nie. Na świecie wciąż żyła Hermiona Granger, która zapewne nie poszłaby z nim do łóżka za jeden durny uśmiech. Co z tego, że uśmiech ten był taki, że gwałt na Malfoyu, każdy sąd by usprawiedliwił. Sam sędzia składałby mu niemoralne propozycje. Malfoy był magnetyczny. Jedynie na jego magnetyzm nie działała właśnie ona. Wkurzało go to? Może troszkę, ale musiał przyznać, że czyniło ją to wyjątkową. To znaczy dziwną, bo ona nie jest wyjątkowa, jest dziwolągiem z rodziny mugoli. Ble, fuj mugole..te odludy i pomyśleć, że wychowywała się i żyła w tym świecie aż jedenaście lat. Z myśli wyrwał go głos przyjaciela.
-Halo? Draco? -Kiedy Draco oprzytomniał dodał. -Stary co się dzieje? I nie mów, że nic bo w to nie uwierzę, choćbyś walnął we mnie imperiusem. -Poklepał go po ramieniu w geście dodania odwagi.
-No powiedz, wyduś to z siebie. -Zachęcał go.
-Czy Ciebie i Granger coś łączy? -Wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język.
Blaise wyprostował się do pozycji siedzącej.
-No, wiec o to chodzi. Jesteś zazdrosny? Nie, nic nas nie łączy oprócz przyjaźni i jestem pewien, że ona tez nic do mnie nie czuje. -Uśmiechnął się szczerze.
-Przestań! Nie jestem zazdrosny! Pff, też mi coś! Zazdrosny! Ja? Zazdrosny? Jakież to głupie słowo! -Wybuchnął szaleńczym śmiechem. Blaise spojrzał na niego z politowaniem. -Ja po prostu się o ciebie martwię! Granger to słaba partia, nie wiem co bym ci zrobił gdyby jednak… Dobrze, że mi powiedziałeś, teraz mogę odetchnąć. -Chłopak nie chciał już się kłócić z blondynem dlatego postanowił mu przytaknąć.
-Taaak, no widzisz to odetchnij i zachowuj się normalnie.
-Jasne. Nie będę musiał stresować się waszym niedorzecznym związkiem. -Zaśmiał się. -Kiedy wychodzisz? -Zapytał, kiedy już się uspokoił.
-Dopiero w przyszłym tygodniu. -Wywrócił oczami. -Ta stara torba nie rozumie, że nic mi nie jest, nie zgadza się żebym wrócił do dormitorium..
-Ah tak! Pamiętam.. to samo było wtedy jak ten paskudny hipogryf się na mnie rzucił.. -Resztę popołudnia spędzili w podobny sposób -rozmawiając i śmiejąc się ze swoich zacnych żartów.
Hermiona spędziła dzień w towarzystwie Harrego, jak zwykle musiała pomoc mu z pracą domową. Pod wieczór wychodzili już z biblioteki, aby zdążyć na kolacje w wielkiej sali. Po drodze spotkali pewna czarnowłosą dziewczynę.
-Pansy! -Krzyknęła Hermiona. Jej koleżanka ostatnio bardzo źle się czuła, miała gorączkę, traciła przytomność i o wyjściu z łóżka mogła tylko pomarzyć. Z resztą nawet nie wolno było jej odwiedzać. Choroba była zakaźna i ślizgonka była zamknięta jakby w izolatce. -Jak się czujesz? -Zapytała, kiedy wyswobodziła się z uścisku przyjaciółki.
-W porządku, nic mi nie jest. -Uśmiechnęła się delikatnie. -Jestem Pansy Parkinson. -Przywitała się z czarnowłosym.
-Wiem kim jesteś. -Harry zrobił minę al’a McGonagall i niepewnie uścisnął dłoń dziewczyny.
-Domyślam się co o mnie myślisz, ale wiedz, że się zmieniłam. Przepraszam za te wszystkie lata. Spojrzała Harremu w oczy na znak że mówi szczerze.
-Dobrze, w takim razie ja jestem Harry Potter. -Zaśmiał się. Pansy uśmiechnęła się uroczo i wszyscy razem powędrowali do wielkiej sali, jak wiadomo Harry musiał pójść do stołu Gryfonów. Nie mógł pozbyć się słów dziewczyny z głowy. "Zmieniłam się", "przepraszam" Ciekawe czy mówi prawdę? Fakt od początku roku nie zatruwała mu życia, tak samo jak Zabini, z którym prawdę mówiąc się zakolegował, przynajmniej ta wizyta w Hogsamade zwiastowała warunki pokojowe. Teraz Malfoy musiał działać w pojedynkę lub u boku Crabba i Goyla. Nott przyjaźnił się teraz z Geoffreyem Hooperem, Dean stał się bardzo dziwny od rozstania z Ginny, zamknięty w sobie i podczas zwykłych konfrontacji zdawało się, że bardzo niemiły i oschły. Ruda również się zmieniła niewyobrażalnie. Jako przyjaciółka Dafne oddaliła się zupełnie od Harrego. Bliźniaczki Patil i Lavander która przeniesiono do slytherynu na szczęście wciąż się przyjaźniły. Tak więc przynajmniej to pozostało w normie. Ogólnie to pomysł dyrekcji naprawdę podziałał. Dwa znienawidzone przez siebie domy, w tak krótkim czasie zaczęły się nawzajem szanować. Przynajmniej w większości.
***
Mijały tygodnie, nastała jesień, na dworze było zimno i deszczowo. Hermiona ograniczała się do spędzania dnia w następujący sposób: zjeść wszystkie posiłki, spędzić pięć godzin w bibliotece, przeprowadzić potyczkę słowną sprawdzającą inteligencję z Malfoyem no i chyba na tyle, nie licząc rozmów z jej przyjaciółmi.
Jej życie było monotonne, nudne, czekała aż wydarzy się w nim coś co ją ożywi. Nawet ona potrafiła mieć dość nauki. Nawet nie miła już czego studiować, każdy podręcznik znała na pamięć, a książki w bibliotece praktycznie wszystkie przeczytała. Zapowiadał się kolejny nudny dzień. Wstała o godzinie siódmej, wzięła szybki prysznic, spięła włosy w luźny kitek, ubrała szatę ze srebrno-zielona naszywką na piersi i ruszyła w kierunku pokoju wspólnego. Nie zastała tam nikogo, nawet Krzywołapa, którego wyczekiwała od kilku dni, niestety kot sprawiał wrażenie jakby rozpłynął się w powietrzu, a co najdziwniejsze kotka Malfoya, również nie pojawiła się w pokoju wspólnym ani razu od około pięciu dni. Hermionie cisnęło na myśl tylko jedno miejsce gdzie może znajdować się jej pociecha.
Dormitorium Dracona. Tak z pewnością uprowadził go i w męczarniach torturuje. Postanowiła odwiedzić domniemany pokój tortur, gdy tylko wszyscy udadzą się na lekcję latania. Całe szczęście załatwiła sobie zwolnienie od profesor McGonagall. Nienawidziła mioteł, przerażały ją i tyle, nie wsiądzie na nią po raz kolejny choćby miałby ja kopnąć centaur w zadek. Udała się na śniadanie, usiadła obok Pansy, która była zarumieniona jak różyczka i uparcie obserwowała drzwi jakby kogoś tam wyczekiwała. W końcu w drzwiach pojawił się Harry Potter, na którego widok czarnowłosa poprawiła szybko kitek, ułożyła grzywkę i podciągnęła na nos okulary. Chłopak pomachał do niej, a ta delikatnie i uroczo się uśmiechnęła. Hermiona spojrzała na przyjaciółkę znacząco, lecz ta szybko spuściła wzrok w dół, rumieniąc się po cebulki włosów. Coś tu było nie tak, ale mało się tym przejmowała, ponieważ uwagę szatynki bardziej zwracał pewien blondyn, który siedział naprzeciwko i uporczywie wlepiał w nią swoje niebieskie, przenikliwe ślipia, co sprawiało że niemalże przeszywał ja wzrokiem na wylot. Dodatkowo miał minę jakby nad czymś gorączkowo myślał.
-No i czego się patrzysz gapiu? -Zapytała poirytowana. Jednak chłopak nic nie odpowiedział, spojrzał na swój szwajcarski zegarek, co Hermiona zauważyła miał w nieugiętym zwyczaju, tak samo jak dmuchane delikatnie w swoją nieco za długa grzywkę i pukanie paznokciami o podręcznik szkolny podczas lekcji transmutacji. Zdawało się być późno ponieważ blondyn poderwał się z ławki i ruszył w stronę drzwi. Hermiona zaczęła odliczać minuty od swojej niecnej intrygi zakradnięcia się do sypialni arystokraty. Gdy uczniowie zaczęli opuszczać wielką salę postanowiła również wrócić do lochów, w których ku jej uldze, już nikogo nie było. Zaczęła powoli skradać się do drzwi dormitorium zajmowanego przez blondyna. Uchyliła wrota i od razu poczuła woń jego perfum, a jej wzrok przykuło jedno wielkie łoże w srebrnej pościeli, fotografie na ścianie przedstawiające właściciela pokoju, na których widok wybuchła gromkim śmiechem i dwie ogromne czarne jak smoła szafy. -Merlin wie ile ten człowiek miał ubrań. -Pomyślała. Czyli to prawda, Malfoy mieszkał sam. Blaise, z którym wcześniej zamieszkiwał dormitorium, zajął pokój prefekta, a Finnigan, który miał zająć miejsce Notta, jak głosiły plotki został wykopany i musiał spać w nogach Crabba. Okrutny. Zdecydowanie nawet najniższy krąg piekieł nie byłby wystarczającą karą dla tego człowieka.
W rogu pomieszczenia swój kącik miała Lucrettia. Posiadała tam duże posłanko z baldachimem przypominające łóżko jej "tatusia", jedyną różnicą była pościel, koloru lawendy. Matko, jego kot posiadał szafę! Wiedziałam, że jest nawiedzony. -Mówiła do siebie. Zdążyła oblecieć wzrokiem wszystkie rzeczy, blondyna i jego blond kota, ale nigdzie nie ostrzegła owego zwierzaka, ani poszukiwanego Krzywołapa. Zrezygnowana zamierzała jak najprędzej opuścić sypialnię, aby nie zostać przyłapaną.
-No proszę! -W progu stanął właściciel czterech ścian.
-C-co tu robisz? -Wydukała przerażona. Wolała nie myśleć co ją czeka za włamanie się do lokum tego chłopaka.
-Myślałem, że to moja kwestia Granger. -Uśmiechnął się wrednie i zrobił bliżej nieokreślony gest ręką. Hermione strasznie zirytowało zachowanie blondyna, przez co nagle doznała większej pewności siebie.
-Uznałam, że może być to miejsce uprawiania Twoich niecnych praktyk na moim kocie, tak więc postanowiłam tutaj zajrzeć. -Powiedziała, hardo patrząc mu w oczy.
-Oj Granger, Granger.. Gdyby to coś, co szumnie nosi nazwę Twojego kota, wsadziłoby łapę na moją posesję, już dawno zdrapywałabyś go z podłogi. -Zaśmiał się okrutnie. -Zapewniam cię ze go tu nie ma.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę? -Zapytała znienacka szatynka.
-No cóż.. -Jego uśmiech powędrował niemal do cebulek włosów. -Przyjrzałem Ci się na śniadaniu i od razu zauważyłem, że coś knujesz.
-Jestem przewidywalna? -Zapytała. Czuła złość, ale jednocześnie i podziw do ślizgona, Był diabelnie przebiegły.
-O nie! Na pewno nie. Łatwiej byłoby już przewidzieć pogodę na następny miesiąc, niż domyśleć się co zrobisz, ale najwidoczniej jestem niewyobrażalnie sprytny i inteligentny, że mogę czytać z ciebie jak z otwartej książki. -Wypiął dumnie pierś. Hermionie kopara opadła do ziemi. To był pierwszy komplement skierowany w jej stronę z ust ślizgona. Musiała zapisać to wydarzenie w pamiętniku. Obowiązkowo.
Kiedy kolejny? ??? :*** piszesz świetnie !!!! Weny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Nowy rozdział w czwartek. :)
UsuńFajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDraco zazdrosny? No oczywiście, że tak mimo, że temu zaprzecza :D
Czekam na next!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
PS. Jeśli chcesz wpadnij do mnie wczoraj opublikowałam nowy rozdział: http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękuję! Wpadnę. :))
Usuń