Skomentuj :)

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

ROZDZIAŁ XI

Witajcie!

Jak wam minął dzień kochani? Mi fatalnie. Powrót do szkoły mi nie sprzyja. W każdym razie, mam dla was kolejny rozdział, który jest nieco dłuższy od poprzedniego. Dziękuję wam bardzo za komentarze pozostawione pod moimi postami i zapraszam do wtórnego komentowania, ponieważ daje to niesamowitą motywacje, poza tym człowiekowi od razu robi się milej. Osobiście muszę przyznać, że czytając wasze opinie szczerzę się jak głupia do sera. No, ale już, dosyć mojego monologu. Zapraszam do czytania. 

Nilkrokusy. :) 

_____


Po chwili do środka przez uchylone okno wpadła jeszcze jedna sowa. Tym razem mniejsza, ale również kruczoczarna. Koperta wyglądała dokładnie tak samo jak poprzednia, dokładnie z tym samym oznakowaniem- herbem Malfoyów. Otworzyła ją i znowu ujrzała pochyłe, eleganckie pismo, tyle, że tym razem najwyraźniej ktoś pisał w pośpiechu. 


Granger!
Nie uwierzysz mi!

*No nie uwierzę -Pomyślała chichocząc. 

 Wyobraź sobie, że dokładnie dziesięć minut temu się obudziłem, a raczej obudziło mnie miauczenie. 

*Mnie to samo… -Ponownie się zaśmiała. Miała doskonały humor. 

W dodatku nie jednego kota, ale trzech kotów! Wiesz co o tym sądzę? Twój kot po prostu przeleciał mojego kota! 

*No już! Jasne! Skąd niby możesz to wiedzieć?! -Momentalnie jej dobry humor zgasł. Jak ten dupek mógł posądzać o to Krzywołapa! 

A skąd to wiem? Bo jeden z małych wygląda dokładnie tak samo jak Twój brzydki, rudy, płaskoryj. 

*Ma płaską mordkę, bo jest persem!


Co mam zrobić?! Tak strasznie przypomina mi Weasleya! 

*No to faktycznie współczuję…-W dalszym ciągu komentowała list Malfoya. 

We wtorek widzimy się u Blaisa. Masz zabrać to coś, bo inaczej je wyrzucę! 
                    
                                                                                            
                                                                              Wściekły
                                                                          Draco Malfoy

 
Ps. Podziękowałbym za prezent, który mi się podoba zresztą, ale jestem naprawdę bardzo, bardzo wściekły. 

-Niewdzięcznik. -Prychnęła pod nosem. 


Kilka dni później cała piątka- czyli Hermiona, Pansy, Malfoy, Harry oraz Goyle, znajdowali się w posiadłości Pani Zabini oraz jej syna Blaisa. Wszyscy powitali się czule… no może wszyscy, ponieważ Pan Malfoy Junior w dalszym ciągu był bardzo nadąsany. Stał w progu trzymając w objęciach rąk trzy kocurki. Poirytowany sytuacją, która miała tutaj miejsce, postanowił wyminąć swoich znajomych i udał się do salonu. Bywał w tym domu bardzo często. Chociaż domem tego nie można było nazwać. Dwór przypominał pałac, zresztą sam mieszkał w podobnym, więc nic go w nim nie zachwyciło. Jednak w porównaniu do Malfoy Manor posiadłość, którą zamieszkiwał jego przyjaciel, była bardziej przyjemna. Draco przypomniał sobie jak jego ojciec próbował dorównać atmosferze, która panowała w tym domu i rozpalił w każdym kominku ogień, a na każdej półce… półce pff, w każdym możliwym miejscu ustawił świeczki. Niestety konsekwencją tego było to, iż podczas wigilii, każdy jej uczestnik był przepocony i markotny. W domu temperatura była niemal taka sama jak w saunie. Narcyzie w między czasie udało się trzy razy zemdleć, tak więc kolacja zakończyła się bardzo szybko, a Lucjusz musiał zabrać swą małżonkę do Świętego Munga. Draco nie wiedział wtedy czy się śmiać, czy płakać, ale liczy się gest, a ojciec zdecydowanie nie chciał, aby jego dobre chęci zaszkodziły rodzinie. Poza tym Draco zauważył, że Lucjusz naprawdę stara się być dobrym mężem i ojcem. Co z tego, że czasami starał się zachowywać, a raczej wyglądać, jak szesnastolatek i był trochę… dziwny. No dobra. Bardzo dziwny. Kiedy poszedł zerknąć do garderoby Lucjusza, z czystej ciekawości rzecz jasna, mało co nie umarł ze śmiechu. Na wieszakach były zawieszone podkoszulki, które raczej przypadłyby do gustu tylko małolatom, kolorowe wzroki, różne napisy i obrazki były przekomiczne. Sportowe buty, różnokolorowe bluzy… próbował o tym nie myśleć, aby nie zanieść się kolejną kaskadą śmiechu, szczególnie, że właśnie udawał obrażonego. No właśnie… udawał. Wcale nie miał za złe Hermionie, a raczej Krzywołapowi, że zapłodnił jego kotkę. Maluchy były urocze, a on sam je polubił. Oczywiście nie zamierzał się do tego nikomu przyznawać. Odgonił od siebie wspomnienia z jego najdziwniejszych, a zarazem najlepszych świąt w życiu i po raz kolejny dołączył do swoich towarzyszy. Razem z nim dołączyła pani Zabini. Piękna czarnoskóra kobieta, w długiej białej sukni i wysokich obcasach tego samego koloru. Jej poskręcane włosy były rozpuszczone, na ustach, które teraz były wygięte w promiennym uśmiechu miała czerwoną szminkę. Jej wielkie, brązowe oczy błyszczały niczym sztabki złota. 

-Witam wszystkich, jest mi niezmiernie miło, że mogę gościć was w swoim domu. -Uśmiechnęła się przyjaźnie. -Nazywam się Rolanda. -Zwróciła się Hermiony, która nie miała jej okazji wcześniej poznać. 

-Mi również miło, że mogłam odwiedzić Panią i Blaisa. Nazywam się Hermiona Granger. -Przedstawiła się. 

-Tak kochana, słyszałam już o Tobie. -Rozpromieniona kobieta spojrzała na swojego syna, który zapewne gdyby nie był czarnoskóry, zarumieniłby się. 

-To co robimy? -Odezwał się ponuro blondyn, który w momencie zapoznawania się obu kobiet spoczywał na wielkiej, białej sofie. 

-Draco! Niech no Cię uściskam! -Pani Zabni podbiegła do kanapy, a w między czasie chłopak wstał. Przytuliła go mocno, a on odwzajemnił uścisk. Bardzo lubił matkę Zabiniego, pomimo straty męża trzymała się dzielnie. Często ją widywał jako mały dzieciak i od zawsze była chodzącym źródłem ciepła. Cudowna kobieta- tak określała ją jej najlepsza przyjaciółka- Narcyza Malfoy, która była nieco bardziej zdystansowana i wyrafinowana, a mimo to bardzo lubiła Rolandę. 

-Może spacer? -Zaproponował Blaise. 

-Tak, dobry pomysł, jest piękna pogoda. -Zgodziła się Pansy. 

-Taa piękna. Piździwa jak nie wiem co. -Narzekał Malfoy. 

-Draco! -Skarciła go czarnowłosa. -Świeci słońce. -Powiedziała spoglądając na wielkie okno. 

-A mimo to termometr nadal wskazuje minus piętnaście stopni! -Zirytował się.

-Draco nie marudź. To dobry pomysł. -Odezwała się Rolanda. -Ja w tym czasie przygotuję kolację. -Poinformowała.

-Poza tym, mamy różdżki Malfoy. Jeśli zamarzniesz, być może Cię odmrozimy. -Zaśmiała się wrednie Hermiona, a reszta, oczywiście pomijając samego zainteresowanego, wybuchła śmiechem. 

-Moje ręce… są tak wypielęgnowane… one nie mogą popękać! -Mówił głosem pełnym rozpaczy, a Hermiona wywróciła oczami. 

-No to co? Ubieramy się. -Powiedział z krzepą Blaise. 

Po kilku minutach już prawie każdy był odziany w ciepły kożuch, wełniane czapki i rękawice.  Wyszli na dwór, gdzie faktycznie było bardzo zimno, ale mimo to, słońce świeciło ostro, tak jak może świecić zimowe słońce. Nie czuło się wiatru, przynajmniej w miejscu gdzie obecnie się znajdowali. Na zewnątrz słychać było odległe świsty i gwizdy, to wiatr hulał wśród szczytów górskich, czyli tam gdzie lokalizowała się rezydencja, którą zamieszkiwała dwuosobowa rodzina Zabini. Kłęby śniegu przewalające się między skałami, pięknie mieniły się wraz z udziałem błysków bladego słońca. Spokój, jaki wokół panował, był tylko pozorny. Tam wysoko, wśród szczytów, wiał ostry, przenikliwy wiatr, a tumany unoszącego się przez niego śniegu zasłaniały widoczność. Wszędzie było biało, ale biel zupełnie inaczej wyglądała na gałęziach wysokich majestatycznych świerków, a zupełnie inaczej na surowych, nagich szczytach gór, nad którymi wisiało niebo o chłodnym kolorze błękitu.

-Draco dlaczego masz na sobie taki cienki płaszcz? -Zapytała zmartwiona Pansy, widząc w co ubrany jest jej przyjaciel. Nie miał czapki, rękawic, ani nawet szalika. Odziany był w jedynie cienki, czarny, ale za to stylowy płaszcz.

-Wiesz, mogłem pożyczyć Ci coś cieplejszego. -Zasugerował Zabini. 

-Mam na sobie płaszcz, ponieważ w kożuchu wyglądałbym jak Ty! -Wybuchnął blondyn, któremu szczęka klekotała z zimna. 

-Czyli jak? -Zapytał czarnoskóry. 

-Jak bałwan! -Powiedział podniesionym, zirytowanym głosem.

-Malfoy… to nie pokaz mody. -Odezwała się Hermiona.

-Tak, wiem, ale muszę stwierdzić, że gdyby był, to wykopaliby Cię z niego pierwszą. -Powiedział lustrując wzrokiem jej ciepłe, niezbyt stylowe kozaki i grubą wełnianą czapkę, która wydawało mu się, że strasznie gryzie głowę i targa włosy.

-Cham! -Krzyknęła i walnęła go w twarz śnieżką. 

-Oooo! Bawimy się! -Okrzyknął rozradowany Zabini i rzucił się na Goyla obsypując go śniegiem, w rachunku czego masywny chłopak próbował uciec, ale poślizgnął się na lodzie i wywinął widowiskowego orła.

-Wojna Granger? -Krzyknął Malfoy pozbywając się śniegu z twarzy i również rzucił się na szatynkę, niestety ona nie była w stanie uciec i po chwili leżeli w zaspie śniegu okładając się z zawiścią śniegiem. 

-Przestań! -Krzyczała kiedy blondyn wcierał jej zimny puch w niesforne loki.

Po chwili dołączyła do nich Pansy. Targnęła na plecy Draco, przez co jego twarz niebezpiecznie zbliżyła się do twarzy Hermiony, która wyglądała na bardzo przerażoną. Czarnowłosa w zemście za swoją przyjaciółkę, również zaczęła wcierać śnieg w platynowe uczesanie ślizgona. I stało się. Malfoy pod naciskiem przybliżył się na tyle do szatynki, że przypadkiem musnął ustami jej nos. Szybko oderwał się od niej zrzucając Pansy ze swojego grzbietu, która sturlała się z górki. 

Wszyscy pobiegli za nią, ale najwidoczniej dziewczyna toczyła się z prędkością błyskawicy. Malfoy nie wyrabiał ze śmiechu, patrząc na to wszystko. Turlająca się Pansy i ten pościg za nią. Uważał to za bardzo śmieszne. Kiedy w końcu dogonili czarnowłosą, Harry szybko wziął ją na ręce i mocno przytulił. 

-Nic Ci nie jest? -Zapytał zatroskanym głosem.

-Nie. -Warknęła i rzuciła się na Malfoya. 

Po walce czarnowłosej z zmarzniętym Malfoyem, który przez następne pół godziny jęczał i marudził, aby wracać, wszyscy byli już w drodze powrotnej do domu, gdzie czekała na nich ciepła kolacja przygotowana przez panią Zabini. Malfoy w dalszym ciągu pozbywał się resztek śniegu spod płaszcza i z włosów, ponieważ Pansy nawpychała mu go dosłownie wszędzie. Był zmarznięty, zły i upokorzony. Nie odzywał się do nikogo. Kiedy znajdowali się już przed wrotami podeszła do niego Hermiona. 

-To… co robimy z tymi kotami?  -Zapytała. Jednak nie otrzymała odpowiedzi. -No nie obrażaj się! Zachowujesz się jak dziecko. -Powiedziała zirytowana. 

-Teoretycznie jestem dzieckiem Granger, ale niech Ci będzie. Ty weźmiesz jednego, a ja drugiego, stoi? 

-Tak, ale czy Ty na pewno nic mu nie zrobisz? -Zapytała nieco przerażona tą perspektywą. 

-Granger masz mnie za psychopatę? -Odwrócił się w jej stronę próbując spojrzeć na nią w najbardziej normalny sposób. 

-Nie, oczywiście, że nie… chyba. 

-W takim razie, kto bierze którego? -Zapytał, a humor nieco mu się poprawił. 

-To chyba nie podlega dyskusji. Tobie nie podoba się mój Krzywołap, poza tym mówiłeś, że przypomina Ci Rona… 

-To był żart. Jesteś naprawdę bardzo gburowata Granger, nie znasz się na żartach. -Zaśmiał się.

-Ja się nie znam…? -Mruknęła, ale ją usłyszał.

-Granger, poczucie humoru to jedna z moich bardzo licznych zalet, więc nie próbuj temu nawet zaprzeczać. 

-W porządku panie klaunie. 

-Bez przesady… -Mruknął podirytowany. 

-Malfoy skończ te bzdurne pogaduszki ze mną i pokaż mi koty! -Krzyknęła i uderzyła go ręką w klatkę piersiową. 

-Skąd mam Ci je teraz wziąć? Wyczarować? -Ironizował.

-Jesteś czarodziejem, ale niech Ci będzie. -Odwróciła się i zaczęła poganiać ruchem ręki pozostałych. -No dalej szybko!

Kiedy dotarli do ciepłego salonu pani Zabini, Malfoy zabrał Hermionę na bok i wyjął z koszyka dwa urocze kotki. Jeden z nich miał ognistą sierść, zaś drugi był koloru włosów Malfoya. 

-Jakie one urocze! -Zagruchała Hermiona, kiedy Malfoy podał jej jednego z nich.

-Prawda? -Powiedział entuzjastycznie, a Hermiona spojrzała na niego z niemym zdziwieniem. -Yy to znaczy daj spokój. -Poprawił się.

-Malfoy, słodki jesteś. -Zaśmiała się. 

-Słucham? -Chłopak zachłysnął się własną śliną, słysząc z ust szatynki pochlebstwo.

-No już nic. Czy ja mogłabym przygarnąć tego? -Wskazała głową na małą „blondyneczkę”

-Jasne, to znaczy tak. Możesz. 

-W porządku. To za jakieś dwa tygodnie u mnie zamieszka. -Podniosła maleństwo i dotknęła swoim nosem małego pyszczka. -Prawda kochanie? Zamieszkasz ze mną? -Draco widząc jak Hermiona tuli do siebie mniejszą wersje Lucretti uśmiechnął się pod nosem. 

-Zapraszam do stołu! -Wołała Rolanda. 

Cała szóstka zasiadła przy okrągłym, dużym stole, na którym mieścił się wykwintny poczęstunek. 

-Ja muszę się przebrać. -Oznajmił Draco i popędził krętymi schodami do korytarza gdzie znajdował się jego kufer. Wyjął z niego suche ubrania i udał się do łazienki. W między czasie uczta na dole trwała w najlepsze. Wszyscy byli w wyśmienitym humorze. 

-Czy Draco nic nie jest? Dziwnie się zachowuje. -Zagadnęła pani domu. 

-Nie, chyba wszystko z nim w porządku, prawda? -Pansy szukała poparcia u innych, a grupa się z nią zgodziła.

Zadowolony Draco beztrosko galopował po schodach. Cała gromada zwróciła ku niemu wzrok, a wtedy blondyn zahaczył nogą o coś rudego, co drzemało sielankowo na jednym ze stopni. Chłopak niesfornie wykopyrtnął się i przetoczył na sam dół. Cały stół ryknął śmiechem. Nawet obrazy stroiły sobie z niego żarty. Jednak tylko Hermiona zerwała się z krzesła i puściła się biegiem w stronę schodów. Po drodze nadepnęła jeszcze na dłoń blondyna, który wił się z bólu i popędziła w stronę Krzywołapa. 

-Nic Ci się nie stało kotku? 

-Niee. -Jęknął Draco, który był przekonany, że te słowa kierowane są do niego. 

-Nie Ciebie pytałam. -Draco otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę, która siedziała na schodach i oglądała swojego kocura. Zaczerwienił się, a po chwili skoczył jak na sprężynie. Zajął miejsce wśród swoich przyjaciół, którzy nadal dusili się ze śmiechu. W końcu kiedy pani Zabini stłumiła chichot zapytała:

-Draco potrzebujesz okładu? 

-Na stłuczony kuper? -Dodał roześmiany Zabini. 

-Zamknij sie. -Warknął Malfoy. -I nie, dziękuję. 

Po chwili Hermiona dołączyła do posiłku, a do jego końca już nikt nie wspomniał o tragikomedii, która przydarzyła się blondynowi. Po zakończonej kolacji Blaise zaprowadził swoich gości do sypialni, które mieli zamieszkiwać przez te kilka dni, aż do nowego roku. 

-No więc Potter, zapewne chcesz mieć trochę prywatności z Pansy? -Zapytał ze znaczącym uśmieszkiem. Pansy spojrzała na niego spode łba. -Załóżmy, że tak. Więc tam jest wasza sypialnia. -Wskazał na dębowe drzwi na końcu korytarza. 

-Dzięki. -Zaśmiał się Harry. 

-Ja mam swoją sypialnię, dlatego nie będę musiał się z nikim dzielić. No więc Draco może odpalisz pannie Granger połowę swojego tapczanu? -Zapytał rozbawiony. Doskonale wiedział jaka będzie reakcja. 

-Chyba oszalałeś! -Wrzasnęła Hermiona. 

-Cały plan na marne! -Powiedział zawiedziony Malfoy.

-Jaki plan? -Zapytał zdezorientowany Zabini. 

-Wiesz, Granger planowała jak by tu się wkraść do mojej sypialni i nie zostać zauważoną, ale już nie musi. -Opowiadał z rozbawieniem -Prawda aniołku? -Zwrócił się do szatynki. 

-Ależ tak nędzo społeczna. -Przyznała z zaciśniętymi zębami. -Nie! Nie zgadzam się. 

-Ale… -Ciągnął udając wielki smutek. 

-Nie słodź mi już tak.

-A co? Mam Ci pieprzyć? -Zapytał zirytowany.

-Będziesz miał na to czas. -Zaśmiał się Zabini. -No dobra Hermiono, w takim razie jak nie chcesz spać z Draco, to masz do wyboru jeszcze Goyla.

-G-goyla? -Jęknęła, ale Gregory tego nie słyszał, ponieważ był zajęty flirtowaniem z jednym z obrazów. -A nie mogę spać u Ciebie? Czułabym się bezpieczniej. 

-Nie, nie możesz! -Wtrącił się Malfoy. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona, lecz Zabini doskonale wiedział o co mu chodzi. 

-Przecież widzisz jak Draco chce. Spełnij jego marzenie. -Prosił Zabini w imieniu blondyna. 

-Wcale nie! -Burzył się Malfoy. 

-Muszę? -Zapytała zrezygnowana.

-A mogłabyś? 

-Mogła… -Powiedziała i spuściła głowę, przez co nie zauważyła uśmiechu na twarzy blondyna.

-Tam jest wasza sypialnia. Dobranoc kochani. -Powiedział i puścił im całusa. 

Oboje ruszyli w wyznaczonym przez Blaisa kierunku, a kiedy Draco otworzył drzwi, Hermionie opadła szczęka. Sypialnia była ogromna. Jasne panele pokryte były równie wielkim dywanem w kwiaty, wielkie złote łoże, którego oparcie było błękitne, tak samo jak lampa, która stała na złotej szafce nocnej, komoda tego samego koloru, nad którą wisiało wielkie lustro, sterta poduszek i klasyczna tapeta ze złotymi elementami- to wszystko wprawiło Hermionę w niemy zachwyt. Poczuła się jak księżniczka. Tylko książę… taki dupkowaty.

-Idę się wykąpać. -Oznajmił, a jego ton był co najmniej znudzony. Wnętrze sypialni nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Zapewne jego dom był urządzony podobnie, a nawet  z jeszcze większym szykiem i wysublimowaniem.

Hermiona przytaknęła i rzuciła się na wielkie łoże. Myśli kotłowały w jej głowie od kilku dni. Przypominała sobie święta, które spędzała kilka lat temu. Święta w Norze, razem z Weasleyami. Razem z Ginny i Ronem. Jej przyjaciółmi, którzy się od niej odwrócili, zostawili ją pomimo spędzonych razem lat. Uświadomiła sobie, że przyjaźń nie jest z kimś kogo zna się najdłużej. Przyjaźń jest z kimś kto nieoczekiwanie wkroczył w nasze życie i powiedział „Oto jestem, dla Ciebie” i udowodnił to. Pansy i Blasie to udowodnili, a Harry dotrzymał obietnicy „Pomimo wszystko” Zrozumiała, czym jest ta reforma. Ta reforma to jednoczenie. Ta reforma odkrywa prawdę o ludziach. Dumbledore otworzył jej oczy, nakreślił to jak bardzo jest naiwna. Kłamstwo zabija przyjaźń, a prawda zabija nadzieję. Zaczęła głośno łkać, wylewała łzy ze swoich czekoladowych oczu, aby w końcu móc dostrzec nimi to co jest prawdziwe. Człowiek potrzebuje minuty dla swojego cierpienia. Ona potrzebowała. W pewnym momencie drzwi od łazienki otworzyły się. Stanął w nich Draco, jej odwieczny wróg. Patrzył jak płacze, ale mimo to, ona nie zaprzestała. Spojrzała na niego mokrymi oczami, ale on nie drwił, nie patrzył na nią z politowaniem. Zrobił kilka kroków w przód, stał nad łóżkiem, w którym płakała, w którym wylewała swoją rozpacz. 

-Granger? Ty płaczesz? -Jednak odpowiedź była tutaj zbędna. Hermiona zaczęła jeszcze głośniej łkać. -Granger co Ci jest? -Podszedł bliżej i uklęknął przed łóżkiem. -Albo nie, nic nie mów. -Rozłożył ramiona i wskazał na klatkę piersiową. Hermiona nie zważając na nic mocno wtuliła się w jego nagi tors. 

-Dlaczego to robisz? -Wyszeptała.

-Bo prawdziwy wróg Cię nigdy nie opuści. -Zaśmiał się. To prawda, wróg nie odpuszcza, wróg pozostaje na zawsze wrogiem, albo zmienia się na lepsze. Przyjaciele zaś mogą odejść i zmienić się na gorsze. -Idź się wykąpać. -Powiedział i wypuścił ją ze swoich ramion, a ta pobiegła do łazienki. Zapewne gdyby była w lepszym stanie, zachwycałaby się jej wnętrzem, niestety teraz nie miała na to siły. Wskoczyła do gorącej wody i dała ujście swoim emocjom. 

Trzymał w rękach poduszkę, w którą przed chwilą wypłakiwała się szatynka. Dlaczego to zrobił? Sam nie wiedział, ale cieszył się, że doszli do porozumienia, doszli do wniosku, że nie są wrogami. Jednak czy teraz wszystko się może zmienić? Tak szybko? Po kilku słowach, które przypadkiem wypełzły mu z ust? Geście, który był w pewnym rodzaju impulsem? Nigdy nie był oparciem dla kogoś innego, nigdy nie pomagał, nie wspierał i co najgorsze, że nie chciał zmieniać swojej natury. Nawet nie próbował, nie chciał próbować. Co by się stało gdyby nagle jego zimne, lodowate serce, które nigdy nie kochało zmieniło zwyczaje? Jego serce, które drwiło z ludzi, z życia się śmiało. Zapewne nic dobrego. Nie miał ochoty z tęsknoty po nocach bezsennych szlochać w poduszkę, nie chciał bać się samotności, w której aktualnie żył. Wolał przybrać szyderczy uśmiech i emocjom nie dać się. Przerażała go świadomość pokochania innej osoby. Nie wierzył w miłość i nie zamierzał dać sobie powodów do jej doświadczenia. Nie chciał posmakować swoich łez, których nigdy nie uronił. Przynajmniej takich, wywołanych smutkiem i żalem, a nie złością i przerażeniem. Mówiono, że człowiek, który ich nie poczuł, nie jest prawdziwym człowiekiem, ale cóż, w zimnym domu uczucia marzną. On posiadał taki dom. Po osiemnastu latach jego rodzice zorientowali się, że coś jest nie tak, ale wątpił w to, że uda im się naprawić to co zniszczyli oni sami. Być może kiedy urodzi się mała Hermionka wszystko się zmieni. Zastanawiał się, czemu zdecydował się na to imię. Dotychczas, żył ze świadomością, iż to tylko głupi żart, ale czy na pewno to było żartem? A może naprawdę chciał, aby jego siostra tak się nazywała? Może podobało mu się to imię? Od początku nauki w Hogwarcie uważał je za oryginalne i ciekawe. Postanowił o tym nie myśleć. Nie zagłębiać się w swoje idiotyczne refleksje. Granger ochłonie i wszystko będzie jak dawniej. Przynajmniej musi zachować pozory. W gąszczu pozorów ginie echo prawdy. On musi zgubić prawdę. Zgubić cząstkę swojej człowieczej natury, aby przetrwać w tym przepełnionym obłudą świecie. W końcu z jego przemyśleń wyrwał go tupot stóp. Granger wyszła z łazienki. Ubrana w słodką piżamkę w renifery, wyglądała tak dziecinnie i niewinnie. Gdyby ktoś próbował się do niej teraz dobrać, bez wahania mógłby go nazwać zwykłym pedofilem. Podeszła do łóżka i zrzuciła z niego narzutę. Malfoy poszedł w jej ślady i również ułożył się w ciepłej kołdrze. To takie nierealne. Hermiona Granger i Draco Malfoy w jednym łóżku. 

-Zgaś światło. -Warknęła. 

-Aa, tak, jasne. -Już miał zamiar wstać, ale jednak tego nie zrobił.

-Co Ty robisz? Zgaś to światło! 

-Nie zmusisz mnie. -Powiedział dobitnie. 

-Żartujesz sobie? Malfoy jesteś na wylocie, zgaś to światło do cholery. -Warczała.

-Nie będziesz mnie wykorzystywała. 

-Wykorzystywała? Skończ z tą dziecinadą i po prostu zgaś to światło! 

-Pofatyguj się i zgaś je sama. -Powiedział.

-Aaa już rozumiem. Boisz się ciemności? Nie martw się możemy zostawić zapalone. -Powiedziała przesłodzonym tonem, niczym zatroskana mamusia. 

-Słucham? Boję się ciemności? Granger! Ja jestem istotą mroku! -Oburzył się i szybko wstał z łóżka, aby zgasić światło. -Widzisz? Kocham ciemność. 

-Świetnie. Dobranoc Malfoy. -Syknęła jadowicie. Jednak nikt jej nie odpowiedział. Malfoy jak tylko wszedł do łóżka zasnął. Wydawało jej się to niemożliwe. Taki rozbudzony i gotów do kolejnych potyczek słownych nagle zasypia? Dziwne. 

Leżała już dobre dwie godziny nie mogąc zasnąć. W powietrzu unosiła się woń perfum blondyna, co powoli zaczęło wyprowadzać ją z równowagi. Nie mogła za nic usnąć, a ten dupek potrafił to zrobić w kilka krótkich sekund? Po chwili coś zaczęło się szamotać w ich łóżku. Chłopak, który leżał po drugiej stronie wstał i z zamkniętymi oczami przeszedł znaczącą część łóżka, jednak to nie było końcem jego wędrówki. Nie zatrzymując się przeszedł po Hermionie, jakby nie był świadomy tego co robi. 

-Ała! -Fuknęła. -Malfoy co Ty odwalasz za cyrki? 

-Idę siku. -Powiedział zaspanym głosem. 

-Po mojej głowie?! 

-Wybacz. -Powiedział i runął na ziemię roztrzaskując swój i tak poobijany zadek o panele. 

-Co Ty robisz! -Burknęła.

Blondyn wstał i poszedł prosto do łazienki. 

-Co za wybryk natury. -Mruknęła. Po chwili udało jej się w końcu zasnąć. 


Nad ranem obudziło ją chrapanie, otworzyła oczy, lecz nie mogła się przekręcić, ponieważ uniemożliwiła jej to ręka, która obejmowała ją w pasie. Próbowała zanalizować gdzie się znajduje i co robi… Draco Malfoy w jej łóżku! Zerwała się z niego jak oparzona, niestety w rachunku czego spadła z hukiem na ziemię, który był na tyle głośny, żeby obudzić jej towarzysza. Zerwał się na nogi i w pozycji bojowej zaczął rozglądać się po pokoju. 

-Granger? Aaa to tylko Ty… -Mruknął z ulgą.

-Malfoy! Za jakie grzechy mnie obściskiwałeś dziś w nocy! -Zbulwersowała się. Wolała nie myśleć jak to mogło wyglądać. A gdyby któryś z przyjaciół wszedł tutaj aby ich obudzić? Jakby zobaczył ich w tak dwuznacznej pozycji? Przerażająca wizja. 

-Ja? Granger budziłem się kilka razy w nocy przez Ciebie!

-A co to ma do rzeczy? -Burknęła. 

-To, że budziłem się po to aby zdjąć Cię z mojej klatki piersiowej! 

-Cooo!? -Nagle ją olśniło. Śniło jej się, że leży na skale, a obok niej pływają głodne aligatory. To pewnie dlatego. Malfoy był w jej śnie skałą. -Miałam zły sen. -Tłumaczyła. 

-Ahh tak, rozumiem. Więc nie zganiaj winy na mnie! -Ich kłótnię przerwało głośne pukanie do drzwi. Hermiona w swojej uroczej piżamce podreptała, aby je otworzyć, Malfoy zaś wyciągnął kufer z szafy i próbował wygrzebać jakiś podkoszulek. W drzwiach stanął właściciel domu, a minę miał… dziwną. 

-Witam kochani. -Oparł się szarmancko o futrynę drzwi. -Uhuhu Draco. -Zagruchał widząc półnagiego przyjaciela. -Jak się spało? Słyszałem dziwne dźwięki w nocy… dochodzące z waszego pokoju. 

-Tak. Malfoy lunatykował i spadł z łóżka w drodze do ubikacji. -Powiedziała Hermiona. 

-Tak. Granger miała koszmary i wrzeszczała „Nie jedz mnie, proszę!” -Zakpił Malfoy.

-No tak, to wszystko wyjaśnia. -Zaśmiał się czarnoskóry. -W każdym razie mamy dzisiaj gości. 

-Jakich? -Wypaliła Hermiona. 

-Zobaczycie. -Powiedział tajemniczo. -Ubierzcie się…-Wyszczerzył się do nich z cwaniackim błyskiem w oku. -…i zejdźcie na śniadanie, a raczej na obiad, bo trochę wam się zaspało. -Dodał od niechcenia i wyszedł z sypialni. 

Obydwoje natychmiastowo wykonali polecenia przyjaciela. Hermiona pierwsza zajęła łazienkę, w której siedziała niecałe dziesięć minut. Zaraz po niej wszedł Malfoy, któremu najwidoczniej się nie śpieszyło. Po piętnastu minutach Hermiona zaczęła się niecierpliwić, zapomniała, że Blaise wcale nie powiedział, że mają zejść tam razem. 

-Długo jeszcze? -Wrzasnęła. 

-Tak. -Odparł spokojnie blondyn, który po drugiej stronie dębowych drzwi właśnie układał pasma swoich platynowych włosów. 

-Pośpiesz się! 

Po kolejnych piętnastu minutach Draco w końcu wyszedł z łazienki, odświeżony, z uśmiechem, który odsłaniał jego śnieżnobiały szereg ząbków. Włosy miał jak zwykle w artystycznym nieładzie. Hermiona zastanawiała się po co on tyle tam siedział. Z włosami nic szczególnego nie zrobił, makijażu również nie miał na twarzy, właściwie wyglądał tak samo jak przed wejściem do świątyni dumania, zwanej toaletą. 

-Co ty tam robiłeś przez tyle czasu? -Zapytała lekko wkurzona kiedy schodzili schodami na niższe piętro.

-A jak myślisz, co się robi w toalecie? -Zapytał podirytowany. 

-Już rozumiem Malfoy. Masz biegunkę? -Malfoy potraktował ją morderczym spojrzeniem.

-Nie! Granger jesteś obrzydliwa. -Warknął. 

-Malfoy… -Hermiona zrobiła minę jakby zobaczyła bazyliszka. Jej poważny ton, wyszczerzone oczy i opadłe ręce wzdłuż tułowia, nie uszły blondynowi bokiem. Spojrzał na nią pytająco i skinął głową na znak żeby mówiła. Jednak nie potrzebował wyjaśnień, jak tylko spojrzał w głąb salonu, do którego właśnie zmierzali, wszystko stało się jasne. 

-Synu! W końcu, co tak długo tam robiliście? -Lucjusz nachylił się nad swoim potomkiem nieznacznie. 

-Co tutaj robicie? -Zapytał oburzony Draco. Stojąca w pobliżu Hermiona gwałtownie odwróciła się na pięcie i miała zamiar udać się na poszukiwanie swojej przyjaciółki, lecz nie było jej to dane, ponieważ Lucjusz nie był zbyto przejęty swym synem i po chwili, nie odpowiadając na pytania skierowane w jego stronę, pokonał odległość dzielącą jego i Hermionę. 

-Witam panno Granger, my chyba jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać osobiście? -Zapytał przyjaznym tonem i szczerym uśmiechem na ustach. Draco był bardzo podobny do swojego ojca, różnił ich jedynie wyraz twarzy. Starszy Malfoy w porównaniu do swojego syna, miał ciepłe spojrzenie i ujmujący uśmiech. Gdyby Hermiona nie widziała wcześniej tego człowieka, mogłaby pomyśleć, że jest to bardzo szlachetny i równy gość. Co się przyczyniło, że arystokrata, aż tak bardzo się zmienił?

-N-nie… Chyba nie. -Wyjąkała Hermiona. 

-Lucjusz Malfoy. -Wciągnął dłoń w jej stronę, a Hermiona ją ujęła. Mężczyzna przyciągnął jej drobną rączkę i złożył na niej elegancki pocałunek. 

-Hermiona Granger. -Powiedziała niemal szeptem. To jak zwracał się do niej ten człowiek nie mieściło jej się w głowie. Robił to w tak uprzejmy, dystyngowany i kulturalny sposób, że powodowało to u niej wręcz zachwyt. Jeszcze nigdy nie spotkała tak taktownego człowieka. Już wiedziała po kim Malfoy odziedziczył swój „magnetyzm” 

-Pozwól, że przedstawię Ci moją małżonkę Narcyzę. -Powiedział oficjalnym tonem ujmując dłoń Narcyzy i składając na niej czuły pocałunek, następnie objął ją w pasie, niczym prawdziwy dżentelmen. 

-Hermiona Granger. -Przywitała się.

-Miło Cię poznać moja droga. Draco opowiadał nam o Tobie. -Narcyzna miała melodyjny, miły głos, a jej ruchy były wykonywane z największą gracją. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie są oni zwykłymi ludźmi. Oboje byli przesiąknięci zasadami savoir-vivre, jednak ich uśmiechy i przymilne tony nie były przymusowe, były jak najbardziej szczere. 

-Naprawdę? Mi również miło panią poznać. -Powiedziała uprzejmie. 

-Dobra koniec tego. Chodźmy może do jadalni? -Przerwał im Draco, który wyglądał na zestresowanego. 

-Synku niech no Cię uściskam. -Narcyza odwróciła się do niego i przytuliła czule. 

-Czemu każdy z was używa tego samego tekstu… -Mruknął i odwzajemnił uścisk matki. 

Wszyscy podążyli do jadalni gdzie reszta zajmowała przy wielkim okrągłym stole. Rolanda najwidoczniej już wcześniej przywitała się z gośćmi, ponieważ teraz wymieniła z nimi jedynie ciepłe uśmiechy. Podała do stołu obiad i zajęła miejsce obok Narcyzy. 

-Co u was kochani? Jak się czujesz Narcyzo? -Zapytała nakładając sobie na talerz zapiekanego pstrąga. 

-Fantastycznie, jestem taka podekscytowana, już za dwa miesiące zobaczę moją malutką. -Zagruchała blond włosa kobieta, a jej mąż objął ją ramieniem i spojrzał na nią z czułością. 

-W końcu, prawda? -Wyszeptał jej do ucha. -Nasz Draco wybrał cudowne imię. -Teraz słowa skierował bezpośrednio do towarzyszy. Spojrzał na Hermionę i przyjaźnie się uśmiechnął, a ta poczerwieniała. 

-No więc jakie to imię? -Zapytała uśmiechnięta Rolanda. 

-Hermiona. -Odrzekła Narcyza z łzami w oczach. -Jestem taka szczęśliwa. -Mówiła wzruszona. 

-Oo Draco, a to dlaczego akurat takie? -Zapytała czarnoskóra kobieta z dwuznacznym uśmiechem na twarzy.

-J-ja…Darujcie sobie. -Burknął. 

-Draco nie wstydź się… -Powiedziała Narcyza.

-Właśnie Draco, nie wstydź się! -Odezwał się z werwą Blaise. Hermiona zgromiła go wzrokiem, a następnie kopnęła pod stołem w nogę 

-Zamknij się. -Warknął w jego stronę. 

-Synku jak Ty się wyrażasz? -Zdziwiła się Narcyza.

-Wstydzioszek… -Zachichotała Rolanda. -No nic, może porozmawiajmy o sylwestrze. To już jutro. Co macie w planach dzieciaki? 

-Raczej co wy macie w planach mamo? My zostajemy tutaj. -Poinformował ją Blaise. 

-W takim razie zapraszamy do nas! -Powiedział z entuzjazmem Lucjusz. 

-Tak, miło będzie razem spędzić nowy rok. -Dodała Narcyza swoim spokojnym głosem. -Pansy, kochanie, Twoi rodzice również się do nas wybierają. -Zwróciła się do czarnowłosej i uśmiechnęła przyjaźnie. -Co ty na to Rolando? 

-Brzmi świetnie. -Przyznała z entuzjazmem. -Poza tym, tak czy owak, dzieciaki wykopałyby mnie stąd prędzej czy później. -Zaśmiała się, a razem z nią małżeństwo Malfoyów. Według reszty był to słaby żart i tylko spojrzeli po sobie rozbawieni poczuciem humoru starszych od siebie ludzi. 

Po zakończeniu obiadu wszyscy zajęli się czymś innym. Starsze kobiety rozmawiały razem z Pansy i Hermioną o sukienkach, które wybrały na jutrzejszy wieczór, Harry i Goyle rozgrywali właśnie partię szachów, a Lucjusz był zajęty typową, męską rozmową wraz ze swoim synem i jego przyjacielem, przy której towarzyszyły im tematy życia ogólnego i codziennego.

-Czyli masz zamiar się w końcu ustatkować Draco? -Zagadnął go jego ojciec. 

-Słucham? Co? Nie. O czym Ty mówisz? -Mówił niepewnie. -Ja nie mam nawet dziewczyny. -Oświadczył.

-Nie? A Hermiona? -Zapytał szczerze zdziwiony.

-Co Granger? Ja? Co Ty w ogóle mówisz? -Spojrzał na Blaisa, od którego oczekiwał wsparcia psychicznego jak i fizycznego. Jednak jego nieme prośby nie zostały wysłuchane. 

-Draco, jak dobrze rozumiem, Twój ojciec pyta czy jesteś z Hermioną. -Zaśmiał się czarnoskóry.

-My się nienawidzimy! -Zbulwersował się blondyn. Lucjusz spojrzał na niego z politowaniem, a po chwili przeniósł wzrok z syna na jego najlepszego przyjaciela, z którym wymienił porozumiewawcze spojrzenia, coś w rodzaju „Ta jasne”.

-Oh no tak nienawidzicie… Jak mogłem tego nie zauważyć? Śpicie w jednym łóżku…

-Bo nas zmuszono! -Przerwał mu syn.

-…Pisujecie do siebie listy. -Kontynuował. -Nazywasz siostrę jej imieniem. Nawet pamiętam jak za Tobą pobiegła, wtedy jak pojawiłem się u was w szkole. -Wymieniał

-Czekaj, czekaj… Jakie listy? -Zapytał zmieszany. 

-No jak to jakie? Jak tylko wyjechaliście z Hogwartu. Rozumiem to doskonale, nie mogliście bez siebie wytrzymać. To nic dziwnego Draco. -Lucjusz poklepał go po ramieniu.

-Nie rozumiesz. My się kłóciliśmy w tych… Co ja Ci się będę tłumaczył! Nie jestem z nią i nigdy nie będę! Sama mi to powiedziała!

-Pytałeś się jej czy będziecie parą? -Zapytał zainteresowany Zabini.

-Nie kretynie! Nie w tym rzecz… Ja…ja. -Westchnął. -Dajcie mi spokój.

-W porządku. -Powiedział przyjaźnie Lucjusz. Wstał z wielkiego fotela i zwrócił się do wszystkich zgromadzonych. -Co wy na to żeby pograć w kalambury? 

-Właśnie chciałem iść nakarmić psa… -Pierwszy odezwał się Zabini. Jego matka spojrzała na niego z szokiem, a jej mina przypominała coś w stylu „My mamy psa?”.

-A ja chciałem iść wykrochmalić koszulę. -Następny odezwał się młody Malfoy. Co z tego, że nawet nie wie co to znaczy. W tym momencie musiał iść to zrobić. 

-Ja z Hermioną właśnie miałam iść przygotować poncz na jutro. Prawda? -Pansy zagadnęła nerwowo do przyjaciółki, a ta potwierdziła to stanowczym tak. 

-Potter, czasem nie miałeś iść ze mną? -Zapytał Zabini.

-O tak, miałem. Absolutnie. -Powiedział i wstał z miękkiej pufy. 

-Ojeeej… -Mruknął zawiedziony Lucjusz. -No trudno, w takim razie pogramy sami. -Zwrócił się do dwóch kobiet siedzących na białej sofie oraz do tęgiego Goyla, który energicznie pokiwał głową na znak zgody. 

I tak wszyscy rozeszli się po całym domu, aby zająć się swoimi „obowiązkami”. Hermiona wraz z Pansy przyglądały się z kuchni tej zabawie zorganizowanej przez Lucjusza co chwilę chichocząc. Hermiona myślała o tym, że Malfoy faktycznie zaproponował swoim rodzicom nazwanie ich córeczki jej imieniem. Poza tym co miały znaczyć te uwagi kierowane w jego stronę? To było co najmniej dziwne. Z przemyśleń wyrwało ją nerwowe ciągnięcie nogawkę. Spojrzała na ziemię, a tuż u jej stóp leżał skulony Draco. 

-Malfoy?! -Zapytała szeptem.

-A nie widzisz?! -Burknął. -Pomocy! -Szepnął zdesperowany.

-Co tutaj robisz? -Do cichej konwersacji dołączyła również Pansy. 

-Ukrywam się. -Malfoy wywrócił oczami. Jak można być tak głupim i jeszcze tego nie zauważyć?

-Przed kim? -Blondyn pociągnął ją za nogę i podreptał na kolanach w stronę barku, gdzie można było swobodnie obserwować salon. W dodatku z bezpiecznej odległości. Oboje zachomikowali się za blatem, znad którego wystawały ich twarze do wysokości nosa. 

-Raczej przed czym Granger. Mianowicie przed kalamburami. -Mruknął jakby od niechcenia z grymasem na twarzy. Hermiona widząc Goyla, który udaje świnię zaśmiała się cicho. Ponadto Lucjusz, który wyrywał się do odpowiedzi, niczym pięciolatek…według Draco był to szczyt żenady.

-Daj spokój. Bawią się. -Hermiona przypomniała sobie chwile, w których to ona w podobny sposób spędzała czas ze swoją rodziną. Uśmiechnęła się pod nosem, na myśl o swoich rodzicach oraz dziadkach, których kochała z całego serca. 

-Tak, próbują być normalną rodziną. -Mruknął cicho, ale za to zimno i oschle. Wydawało się, że w towarzystwie rodziców, jego otoczka gbura, staje się coraz większa. Próbowała zrozumieć zachowanie ślizgona i to, że trzyma w sobie pewną urazę do Lucjusza i Narcyzy. Nie posiadał normalnego dzieciństwa. Rodzice wpajali mu do głowy nieprawdziwe aluzje, oczekiwali, że będzie najlepszy we wszystkim. Pozbawiony ciepła i rodzinnych więzi, Malfoy odczłowieczył się i w obecnym momencie przypominał górę lodową, z kpiącym uśmiechem, pustymi oczami i paskudnym charakterem. 

-To jak najbardziej w porządku. -Odparła spokojnie. -Boję się tylko o Ciebie Malfoy. -Prychnęła.

-Boisz się? -Zakpił. O co mogłaby się bać? Że zjedzą go krokodyle we śnie? Przecież nie znajdował się w żadnym niebezpieczeństwie. 

-Boję. Cholernie. -Spojrzała w jego stalowe oczy i momentalnie musiała zdusić krzyk przerażenia. Były takie puste, obojętne. Nie przypominał tego Malfoya, który siedział z nią wczoraj na łóżku i próbował pocieszyć. -Boję się o to, że Ty obudzisz się za późno, a może i nawet wcale.

-O co chodzi? -Zapytał widząc jej nieodgadniony wyraz twarzy. Jej oczy wyrażały współczucie, ale i złość. 

-Zapamiętaj sobie Malfoy, że będziesz spadał długo zanim oprzytomniejesz. Jednak zrozumiesz dopiero wtedy, kiedy dosięgniesz dna. -Powiedziała smutno. Było jej go zwyczajnie żal. Ten człowiek potrzebował pomocy. 

-Skończ bawić się w metafory Granger, mnie nic nie rusza. -Starał się brzmieć pewnie i stanowczo. Wyszło mu to bardzo dobrze, wręcz perfekcyjnie. Spojrzał na szatynkę, która w dalszym ciągu kucała z nim przy blacie. Nie była zła, minę miała wręcz cmentarną. Nic z tego nie rozumiał. Według niego nie miała mu czego współczuć. 

-I tego właśnie się boje. -Rzuciła w jego stronę i podniosła się stając na równe nogi. Z salonu dobiegał głos Lucjusza, który właśnie oświadczał, że powinni się już zbierać i się zasiedzieli. W momencie, którym to powiedział, w salonie jakby spod ziemi wyrósł Blaise, Harry, a zaraz za nim Pansy, którą czule objął ramieniem.

-Ale szkoda, właśnie przyszliśmy pograć. -Walnął Blaise ściskając dłoń starszego Malfoya, który chyba nie wyczuł ironii w jego głosie. 

-Pogramy kiedy indziej. -Puścił mu oczko, a następnie podszedł do Pansy i Harrego, których również bardzo miło pożegnał.

 Hermiona chcąc nie chcąc, czuła w obowiązku podejść do Malfoyów, aby się z nimi pożegnać. Musiała przyznać, że zrobili na niej pozytywne wrażenie i chętnie porozmawiałaby jeszcze z Narcyzą, która okazała się bardzo sympatyczną kobietą. Na samym końcu żegnali się ze swoim synem. Jak na Dracona przystało, uściskał matkę z dosyć prymitywną miną, która nie opuściła go również przy ściskaniu dłoni ojca. W końcu Lucjusz otworzył drzwi swojej ciężarnej małżonce i oboje opuścili mały pałac z uśmiechem na twarzy. 


6 komentarzy:

  1. To mój ulubiony rozdział uśmiałam się jak nigdy :D
    Draco i Hermiona są genialni ;)
    Oby więcej takich zabawnych rozdziałów
    Weny!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    i zapraszam do mnie na nowy rozdział
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu tu dotarłam. Wybacz, że tak późno.
    Rozdział bardzo fajny, tak jak wszystkie pozostałe!:)
    Masz świetne poczucie humoru, można się pośmiać!
    Już dawno nie miałam okazji przeczytać tak zabawnych dialogów. Ostatnio czytałam tylko jakieś smęty, a to na prawdę poprawiło mi humor.
    Czekam na następny rozdział! Mam nadzieję, że pojawi się niebawem.
    Zapraszam do siebie, a przy okazji dziękuję za Twój komentarz pod prologiem. ;d
    http://slytherin-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne *-* <33 Kurde no oddaje takiej weny *.* zapraszam do mnie -->http://zakazaneuczucie-dramione-hansy-i-inne.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń