Skomentuj :)

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

niedziela, 27 grudnia 2015

Miniaturka: "Jesteśmy po tej samej stronie "

Witajcie!

Nie zdążyłam napisać rozdziału dziesiątego, ale napisałam miniaturkę, która przyszła mi na myśl podczas czytania po raz kolejny Insygni Śmierci. Jest to moja pierwsza miniaturka, dlatego proszę o krótką ocenę, jeśli można. Zapraszam do czytania! 

Nilkrokusy. :)

Podczas pisania słuchałam tej piosenki. Polecam posłuchać, wydaje mi się, że pasuje do miniaturki. 

Stali tam. Wszyscy. Wzrokiem utkwieni w Lucjusza Malfoya, stojącego tuż za samym Lordem Voldemortem. Przerażony Malfoy nerwowym gestem ręki zachęcał swojego syna, aby dołączył do nich- śmierciożerców, którzy byli przekonani, że wygrali to, o co Harry Potter walczył i… poległ. O wolność dla czarodziejów. 

-Draco… Chodź. -Szept ojca Dracona, mimo iż był tylko szeptem, rozchodził się po całym dziedzińcu Hogwartu. 

Draco potrząsnął głową. Nie ruszył się nawet o cal. Stał tam z nimi. Z uczniami. Przegrali, byli skazani na śmierć i niezależnie od tego jaki los go teraz czekał, tkwił w tym samym miejscu. Obok Rona i Hermiony, którym na widok bezwładnego ciała Harrego łzy spływały po policzkach. 

-Synu, nie tak Cię wychowaliśmy. -Po raz kolejny rozległ się głos Lucjusza, aczkolwiek nieco pewniejszy i można było w nim wyczuć nie tylko przerażenie, ale i złość. 

Chłopak o platynowych, zakurzonych włosach, które były rozproszone po twarzy, pokrytej licznymi zadrapaniami i siniakami, spojrzał swoimi stalowymi oczami na Harrego Pottera. Wiedział, że to koniec. Chłopiec, który przeżył i którego tak nienawidził przegrał, poświęcił życie za nich wszystkich. Również za niego. Poczuł ukłucie w klatce piersiowej, gdzie serce łomotało jak oszalałe. Przeniósł swój wzrok na szlochającą szatynkę i obejmującego ją rudzielca. Teraz wiedział, że stał po ich stronie. Przypomniał sobie dzień, w którym rozmawiał z tą na co dzień uśmiechniętą dziewczyną, pamiętał moment, w którym ją przeprosił. Byli wtedy w sowiarni.
______

-Granger? -Szatynka odwróciła się gwałtownie na dźwięk swojego nazwiska. 

-Malfoy. -Wysyczała przez zaciśnięte zęby. Jej ton wręcz ociekał jadem. Nienawidziła go. Z całego serca nie cierpiała tego aroganckiego chłopaka. Spojrzała na niego tylko z zawiścią i ruszyła w stronę prostokątnego punktu na końcu pomieszczenia. 

-Poczekaj. -Szepnął Draco, ale usłyszała go. To oczywiste, że go usłyszała. Byli tutaj kompletnie sami. Bez świadków, nikogo prócz sów, które milczały, jakby specjalnie ucichły i przyglądały się dalszemu rozwojowi tego zdarzenia. 

-Słucham? -Zapytała, nie kryjąc swojego zaskoczenia. -Czego chcesz!

-Dziękuję. -Odparł cicho. 

-Za co? -Zapytała zdumiona i zbliżyła się do niego na kilka kroków. 

-Za pomoc na lekcji eliksirów. -Spojrzał na nią i dostrzegł w jej oczach pogardę, której nie potrafiła ukryć. Nie było to przyjemne, nic z tych rzeczy. Bolało go to, że ktoś tak bardzo go nienawidzi. Za pewne ucieszyła by się na wieść o tym, że wykorkował, albo przydarzyło się coś bardzo niedobrego. -Za to, że pomogłaś mi z tą paprocią. -Dodał pośpiesznie. 

-Zrobiłam to tylko dlatego, że profesor mnie o to poprosił Malfoy. -Warknęła. -Nie wyobrażaj sobie niczego. -Powiedziała i po raz kolejny zwróciła się ku drzwiom.

-Ja chciałem przeprosić. -Krzyknął. Tyle, że nie był to typowy krzyk. Raczej bliżej nieokreślony, rozpaczliwy, pełen żalu. 

-Za co? -Zapytała nie odwracając się w jego stronę. 

-Za… wszystko. -Powiedział ściszonym tonem. 

-Dlaczego przepraszasz… -Nadal się nie odwróciła. -Malfoy? -Dodała.

-Nie pytaj. Sam nie wiem. -Odparł.

-W takim razie nie są to szczere przeprosiny. Nie widzisz swojej winy. -W końcu na niego spojrzała, jednak on nie patrzył na nią. Stał rękoma oparty o parapet wpatrując się w błonie Hogwartu.

-Są szczere. -Powiedział i podniósł na nią wzrok. Ich oczy się spotkały. Jej kipiące pogardą brązowe tęczówki i jego zimne, wypełnione bólem stalowe blaski. 

-Tego nie da się naprawić, Malfoy. -Odwróciła się na pięcie i puściła się biegiem do wieży Gryffindoru. 

-Wiem, to… Hermiono. -Szepnął w przestrzeń. 

_______

-Draconie, wystąp do mnie. -Na dziedzińcu rozległ się szorstki, zimny głos Voldemorta. 

Nawet nie drgnął. Wciąż wpatrzony w roztrzęsioną Hermionę. 

-No już! Chodź tu! -Wrzasnął. -Inaczej Cię zabiję!

Zrobił krok w przód. Hermiona spojrzała na niego i pierwszy raz w życiu nie widział w jej spojrzeniu tej pogardy. Widział w jej oczach współczucie. Stał zaledwie kilka metrów od Tego, którego imienia nie wolno wymawiać. 

-Draconie, powiedz mi co to ma znaczyć. -Zabrzmiał lodowaty głos. -Czyżbyś zwątpił? Czyżbyś odszedł z moich szergów? -Zapytał z kpiną. 

-Nigdy w nich nie byłem… Z własnej woli. -Odpowiedział blondyn hardo patrząc w wężowate oczy Voldemorta. 

-Doprawdy? -Voldemort spojrzał przez ramię i wzrok wbił w starszego Malfoya. -W takim razie muszę Cię ukarać. -Znowu zwrócił się do młodego arystokraty. -Chcesz tego?

-Niczego od Ciebie nie chcę. -Warknął. -Niczego. 

-Jakiś Ty głupi chłopcze. -Zakpił i uniósł swoją różdżkę, a wtedy to się stało. Harry Potter nałożył na siebie pelerynę niewidkę, która spoczywała w jego kieszeni. Zapanował chaos. W powietrzu słychać było tylko krzyki „Gdzie jest Harry” „Co się stało z Harrym Potterem?!” „Patrzcie Harry zniknął!” Ukryty pod peleryną niewidką podbiegł do miejsca, w którym stał Draco Malfoy i Tom Riddle. Rzucił między nimi zaklęcie tarczy, a wtedy wydarzyło się dużo rzeczy jednocześnie. Uczniowie Hogwartu utworzyli tłum, do którego zostali obaj wepchnięci. Rozległy się krzyki, wojownicza wrzawa… A potem wszyscy miotali w siebie zaklęciami. Rozpoczęła się wojna.

______


Stała tam. Ona sama. Łzy mieszały się z kroplami deszczu, który nawiedził ją tego wieczoru. Wzrok utkwiony miała w listę martwych oraz zaginionych podczas wojny. Wzrokiem błądziła po pergaminie, przez co coraz głośniej łkała. W kolumnie pod napisem „Polegli” spoczywały takie nazwiska jak Ronald i Fred Weasleyowie, Neville Longbottom, Lee Jordan, Lavender Brown, Pansy Parkinson, Gregory Goyle. Znała ich. Widywała codziennie, jednych lubiła bardziej, drugich mniej. To bez znaczenia. Zginęli w ten sam sposób, brutalny, okrutny sposób. Każdy pozostawił odcisk na jej sercu tak samo. Ich śmierć bolała ją niesamowicie mocno. Wiedziała, że już nigdy nie zobaczy uśmiechu jej najlepszego przyjaciela Rona, nie usłyszy ani więcej razu żartu Freda, nie zobaczy Nevilla, nie będzie mogła śmiać się z komentarzy Lee Jordana podczas meczu quiddicha, Lavander już nigdy jej nie zirytuje, Pansy Parkinson nigdy nie dokuczy i nie usłyszy rechotu Goyla. To koniec. Tego naprawdę nie da się naprawić. Bolało ją również, kiedy patrzyła na listę zaginionych, gdzie kuło ją w oczy nazwisko Malfoy. Prawdopodobnie już nigdy nie usłyszy od niego złośliwego komentarza, szyderczego śmiechu, przeprosin, podziękowań. Nie zobaczy jego durnego uśmiechu, jego stalowych oczu, których tak bardzo nienawidziła. Ostatnio widziała go na polu bitwy. Walczył po ich stronie, dla siebie, dla niej, dla jasnej strony. Kolejne łzy spływały po zimnych policzkach szatynki. 

______


Siedziała w wygodnym fotelu przy biurku w ministerstwie magii, gdzie pracowała na stanowisku aurora, razem ze swoim drugim najlepszym przyjacielem Harrym Potterem. Dzięki, któremu byli wolni. Po części. W sercu nadal ściskał ich ból, pomimo tego, że dzisiaj mijała piętnasta rocznica drugiej bitwy o Hogwart. Tęsknota za Ronem ograniczała obojga normalne funkcjonowanie co najmniej pięć lat po zwycięstwie. Zaginieni nie odnaleźli się, więc uznano ich za zmarłych. Hermione nawiedzała w snach sytuacja w sowiarni. Nie wybaczyła mu. Mimo, że przepraszał szczerze. Widziała to wtedy w jego oczach, ale nie potrafiła wybaczyć, nienawiść do jego osoby przyćmiła wszystko inne. Teraz wiedziała, że nienawiść to najgorsze uczucie, którym człowiek może darzyć innego człowieka. Teraz wiedziała, dlaczego przepraszał. On też to wiedział. Rozumiał czym jest nienawiść. I to ją bolało, ponieważ wolała tego nie wiedzieć. Wyrzuty sumienia dręczyły ją każdego dnia i nocy. Nie wybaczyła mu i nie będzie miała ku temu okazji… 

-Proszę! -Krzyknęła szatynka, kiedy po pokoju rozniosło się głośne pukanie do drzwi. 

Stał tam. W drzwiach. Patrzył na nią swoimi metalicznymi oczami. Blada cera i zapadnięte oczy. Po jego twarzy widać było, że jest bardzo wyczerpany. Przeszedł przez próg, a pod nosem błąkał mu się nieśmiały uśmiech. Nie wiedział dlaczego postanowił ją odwiedzić. Może dlatego, że nie znosił tego uczucia, które targało nim każdego dnia. Widział ją podczas wojny, widział jak leżała ku Ronowi i głośno łka. Nie wiedział dlaczego, ale bolało go to, że cierpi. Może dlatego, że wiedział kto przyniósł jej w życiu udrękę. Był to on sam. 

-Cześć. -Powiedział. 

-Draco? -Zapytała wstając z fotela. 

-Draco. -Odparł i zbliżył się o krok do niej. -Wyglądasz świetnie. -Powiedział widząc ją w całej okazałości. Hermiona faktycznie wyglądała bardzo dobrze. Wyrosła na piękną kobietę z długimi kasztanowymi lokami, cudownymi, brązowymi oczami, delikatnymi rysami twarzy i idealną sylwetką.

-Chciałabym powiedzieć to samo. -Uśmiechnęła się smutno. Draco był chudy, a przy swoim wysokim wzroście wyglądał niczym wieszak. Jego nienaturalnie blada cera podkreślała zapadnięte policzki, włosy miał nieco za długie, oczy za mgłą, a sam jakby był nieobecny. Mimo tego nadal był powalająco przystojny. -Ty żyjesz. -Do oczu napłynęły jej łzy. 

-Tak, Ty również żyjesz. -Powiedział lekko zawstydzony. Swoją osobą wzbudził pewien chaos i narobił wielu osobom nadziei. Po piętnastu latach wrócił, choć sam nawet nie wiedział gdzie się znajdował. Prawdopodobnie, któryś ze śmierciożerców użył świstoklika i wysłał go w nikomu nieznane miejsce. To było w ich stylu. -Czy ja mogę Cię uściskać? -Zapytał. 

Skinęła głową na znak zgody. Podszedł do niej i delikatnie obtulił ją ramionami. 

-Chciałem to zrobić już dawno. Wtedy, jak Ron… leżał tam, a Tobie było tak przykro. -Wydukał. 

-Dziękuję. -Z jej oczu zaczęły powoli spływać łzy. -Zrozumiałam dlaczego przepraszałeś i ja również Cię przepraszam. -W momencie kiedy skończyła mówić, zaczęła głośno łkać. 

-To da się naprawić. -Szepnął jej do ucha i mocniej zacisnął ramiona, którymi ją obejmował. 


9 komentarzy:

  1. Piękne naprawdę! :) Zawsze zastanawiałam się co by było gdyby Draco po wojnie został z uczniami i mam odpowiedź ;)
    Szkoda tylko tych co umarli...
    Końcówka bardzo wzruszająca

    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, miniaturka naprawdę bardzo mi się podoba! Bardzo fajnie opisałaś uczucia bohaterów i to mi się podoba :) Zgadzam się z poprzedniczką, końcówka wzruszająca.
    Pozdrawiam,
    Andrea Ceruleo
    www.miniaturki-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo.. Ja tez zamierzam minaturke ale z Hermioną i Teodorem :D
    Podobała mi się twoja praca, jest śliczna<3 (chodzi o ta miniaturke). Pozdrawiam serdeczne :*
    ~Black

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne.
    Nic dodać, nic ująć.
    Czekam na więcej!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna miniaturka. Wprowadziłaś mnie w cudowny, nostalgiczny klimat, za co dziękuję.
    Pozdrawiam ciepło! I życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, za tak miłą uwagę! :)

      Pozdrawiam i dziękuję, bo mi się tej weny trochę przyda :*

      Usuń