Rozdział tak jak mówiłam już dzisiaj. Zapraszam do czytania i komentowania, szczególnie komentowania co daje ogromną motywację.
Nilkorkusy. :)
Następnego ranka obydwoje obudzili się dosyć późno, nawet bardzo późno, ponieważ, kiedy Draco postanowił spojrzeć na swój zegarek, bardzo drogi zegarek z resztą, do którego za każdym razem szczerzył się jak głupi do sera, okazało się, że za kwadrans będzie już godzina jedenasta, co zwiastowało spóźnienie się na zajęcia. Chłopak nie bardzo się tym przejął, w końcu nigdy się niczym nie przejmował. Swoją nienagannie spokojną postawą i opanowanym umysłem, potrafił zachowywać się jakby został wykonany z kamienia- nic nie jest w stanie go zaskoczyć lub zaniepokoić. Z czasem przyzwyczaił się do tego i nie okazywał emocji nawet, gdy zostawał sam na sam ze samym sobą. Powoli, bez pośpiechu podniósł się z ogromnej sofy, bo gdzieżby się śpieszył? Na zajęcia z Nietoperzem? Pff dobre, co by mógł mu zrobić wujek Snape? No cóż, w najgorszym przypadku dałby mu szlaban na zasadzie- idź gdzie chcesz i rób co chcesz. Postanowił udać się do swojego dormitorium i przygotować się na obiad w wielkiej sali, bo na lekcje nie zamierzał wracać, najwyżej na te popołudniowe. Znalazł się na krótkim korytarzu gdzie znajdowały się sypialnie prefektów naczelnych. Dopiero teraz doszedł do wniosku, że i jeden i drugi należy do jego domu. Tylko dlaczego to on nim nie został? Czyżby dyrekcja za nim nie przepadała? Nonsens. Na pewno go lubią, nie ma innej opcji, a Blaise został prefektem z litości. Z takim przekonaniem dziarsko przemierzał korytarz, minął sypialnie Hermiony, z którego wydobywały się dziwne dźwięki. Jakby płacz? Szybko podszedł do drzwi i przyłożył do nich ucho. Malfoy miał w zwyczaju wtykać nochala w nie swoje sprawy, co nikogo już z resztą nie dziwiło. Nadsłuchiwał już jakiś czas chlipanie dziewczyny i z każdą chwilą jego uśmiech satysfakcji się powiększał. Ciągle powtarzała, że jej życie się zmieniło i to na gorsze, jak bardzo cholerni są ślizgoni, że tęskni za Harrym, za Ronem i Ginny. Uważał, że dobrze jej tak, tylko zastanawiał się z kim rozmawia, bo przecież poza nim, jego przyjacielem i szatynką nikogo nie było w lochach… chyba. Dopiero gdy uchwycił uchem stwierdzenie „Wiem, że jesteś jedynie denną rośliną” zorientował się, że chodzi o ich pracę domową. W pewnym momencie zarejestrował dźwięki zbliżających się kroków. Z prędkością błyskawicy popędził w najdalszy i najciemniejszy zakamarek korytarza, który był na tyle pozbawiony światła, że nie było tam zupełnie nic widać. Po chwili zobaczył, jak wychodzi w szlafroku, z burzą niesfornych loków na głowie i cieniami pod oczami. Uśmiechnął się jeszcze szerzej (jeśli było to w ogóle możliwe) Dziewczyna zeszła na dół, do salonu Slytherinu, skierowała się w stronę dużej, czarnej jak smoła kanapy. Usiadła na twardym siedzisku sofy, ale po chwili niespodziewanie zerwała się z niej z piskiem, który brzmiał coś w stylu „Ała”. Draco słysząc to, natychmiast podbiegł do schodów i wychylił się zza ściany. Zauważył, że dziewczyna wyjmuje sobie spod pośladka srebrną spinkę do krawata, następnie rzuca nią o ziemię, tupiąc nogami o posadzkę.
-Szlag by Cię Malfoy! - Skąd wiedziała, że należy do niego? Otóż to proste. Draco Malfoy, każdą swoją rzecz podpisywał, lub zaznaczał. Zatem nie miała wątpliwości, że przedmiot, który ukuł ją w miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, był własnością owego blondyna. Chłopak wkurzył się widząc, że Granger miota o ziemię jego przedmiot, który przecież był taki drogi! Na dodatek JEGO. Szybko więc ruszył schodami, myśląc czy wysilać się na elokwentne słowa, czy może po prostu ją wkurzyć w tradycyjny sposób, tak jak zawsze. Wybrał to drugie, tak więc postanowił wykorzystać okazje i ponabijać się z wyglądu szatynki, która dzisiejszego dnia wyglądała.. no słabo. Wpierw udawał, że w ogóle jej nie widzi, następnie wykorzystał swoje umiejętności aktorskie i z udawanym przerażeniem patrzył na Hermionę. Cofnął się kilka kroków od sofy, na której spoczywała i przykrył dłonią usta. Dziewczyna popatrzyła na niego ni to ze zdziwieniem, ni to ze złością i już miała zapytać czemu nie ma go na lekcji, jednak nie dał dojść jej nawet do słowa.
-Co tu robisz Granger? Jeśli chcesz zdążyć na zajęcia, musisz się pośpieszyć, ale radził bym Ci udać się kanałami, bo… no cóż wyglądasz jakoś…tak jeszcze gorzej niż zwykle. -Hermiona spojrzała na niego, ale nie była już zła. Wróciło uczucie smutku, które towarzyszyło jej przez całą noc, przez co nie mogła dzisiaj pójść na zajęcia.
-Może i tak Malfoy, ale przynajmniej nie mam defektu mózgu. -Widząc minę blondyna, który nie za bardzo wiedział o co jej chodzi dodała. -Tak, mowa tutaj o Tobie. - Teraz uśmiechnęła się tak uroczo, jakby rozbolał ją ząb.
-Zepsułaś moją rzecz. -Zmienił temat, a następnie sięgnął po mały, srebrny przedmiot, który był nieludzko powyginany. Najwidoczniej musiała go jeszcze podeptać. -Odkupisz mi ją. -Uśmiechnął się tak, że nie było wiadomo czy sobie żartuje, czy mówi poważnie.
-Przykro mi Malfoy, ale nie stać mnie na nią, zakładając, że jest warta więcej niż samochód moich rodziców.
-Co to samochad? -Zapytał ze skupioną miną, która sprawiała wrażenie, że oczekuje odpowiedzi, która zmieni jego życie, lub może odpowiedzi, która wyjaśni mu, że samochód, o którym Hermiona wspomniała, jest niezwykle arcygroźnym przedmiotem z dziedziny czarnej magii.
-Żartujesz Malfoy?! -Wybuchła śmiechem. Jak on to powiedział? SAMOCHAD? -Samochód, a nie samochad, to pojazd, dzięki któremu można się przemieszczać, ma cztery koła i jego źródłem energii jest silnik. Nie widziałeś samochodu Pana Weasleya? -Zapytała, i nagle poczuła falę tęsknoty zalewającą jej ciało, którą żywiła do Artura i jego potomków. Bardzo lubiła rodziców Ginny i Rona, byli naładowani pozytywną energią do szpiku kości, przyjaźni jak nikt inny, w szczególności Molly, która traktowała ją i Harrego jak własne dzieci, których z resztą miała ogrom.
-Myślisz, że obchodzi mnie ten skretyniały klan Weasleyów? -Prychnął. -Czyli samo..chód? Samochód tak? To coś mugolskiego?
-Tak. -Przytaknęła i westchnęła ciężko. Była pewna, że zaraz usłyszy od Malfoya cały szereg obelg skierowanych w jej stronę.
-Nie mam zamiaru Cię wyzywać. -Powiedział tak, jakby czytał jej w myślach. -Znudziło mi się nazywanie Ciebie szlamą. -Mówiąc to uśmiechnął się wrednie. Hermiona wzdrygnęła, wiedziała, że ten człowiek to żywe ucieleśnienie diabła, ale jak można być tak podekscytowanym i zadowolonym z tego, że sprawia się komuś przykrość? Łzy napłynęły jej do oczu.
-Co ty robisz Granger? -Zapytał zdziwiony blondyn. Nie był świadomy tego co właśnie zrobił. Czy Hermiona wzruszyła się ze szczęścia na wieść o tym, że przestanie ją nękać tą całą szlamą? Najwidoczniej. Bo co mogłoby teraz sprawić, że zacznie przez niego płakać? Przecież nawet jej nie obraził! -Ty płaczesz?
-O nie Malfoy! -Wstała i wykrzyczała mu w twarz. -Nie będę przez Ciebie kolejny raz płakać, rozumiesz? -Kolejny? -Pomyślał Draco. -Nie uronię ani jednej łzy z Twojego powodu! Nie jesteś tego wart. Możesz mnie wyzywać do woli, denerwować, irytować, prowokować, ale zapamiętaj sobie, że znajdą się ludzie, którzy uśmierzą moje cierpienie. Tyle, że nikt, ani nic, nigdy, nie stłumi mojej szalonej nienawiści do Twojej osoby. -Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów.
-Granger! -Krzyknął blondyn. Hermiona odwróciła się, hardo patrzyła w jego oczy, zimne oczy, przygotowana na wszelkie zniewagi. -Ja Ciebie też nienawidzę. -Powiedział cicho, jednak dziewczyna usłyszała.
-To dobrze. -Stwierdziła i zniknęła w korytarzu prowadzącym do jej dormitorium.
Blondyn tak jak postanowił, tak i zrobił. Nie pojawił się na reszcie lekcji. Przywrócił się do porządku, biorąc prysznic i układając włosy. Zmienił również swój ubiór, który niestety, ale miał na sobie od dnia wczorajszego, aż do końca dzisiejszej potyczki słownej z Hermioną. Z racji tego, że nie wybrał się na śniadanie, czuł głód, który musiał natychmiast zniwelować. Udał się na obiad w wielkiej sali, gdzie uczta trwała już w najlepsze. Po drodze do stołu Slytherinu uchwycił wzrokiem Rona, który pałaszował zawzięcie antrykota w sosie musztardowym, co wyglądało przynajmniej ohydnie i pomyślał, że wczorajsza kolacja, skromna z resztą w porównaniu do uczty Weasleya, zaraz wyląduje na posadzce, lub na jego butach. To zależy pod jakim kątem otworzyłby buzię. Szybko odwrócił wzrok, aby nie doprowadzić do takiej sytuacji i podążył w stronę długiej ławy. Usiadł na przeciwko Hermiony. Sam nie wiedział dlaczego, może żeby sprawdzić czy jest na niego wściekła czy może tylko lekko wkurzona. To pytanie było raczej retoryczne. Dziewczyna natychmiast wstała i powędrowała na koniec stołu. Malfoy ku swojemu zdziwieniu, ani się nie zaśmiał, ani nie uśmiechnął się z satysfakcją, jak to miał w zwyczaju, kiedy udało mu się ją wyprowadzić z równowagi. Postanowił odpędzić od siebie niechciane myśli i wsłuchiwał się w zachłannie prowadzone konwersacje ślizgonów. Dowiedział się, że bliźniaczki Patil mocno pokłóciły się z Pansy, która spotykała się z Potterem. Najwidoczniej ich związek wyszedł na jaw równie szybko jak się pojawił. Z plotek usłyszał, że Lavander Brown się skrycie w nim podkochuje, tak samo jak Milicenta Bulstrode, Marietta Edgecombe oraz kilka innych puchonek. No cóż, nie dziwił się temu. Był zniewalająco przystojny, bogaty i inteligentny. Uśmiechnął się do swojej osoby, jakby dziękując za te pochlebstwa, które kierował sam do siebie. Rozejrzał się po sali i od razu tego pożałował. Przypadkiem nadział się wzrokiem na wpatrzoną w nim Astorię. Dziewczyna widząc, że na nią spojrzał pomachała słodko do niego, szybko jednak odwrócił się w stronę Blaisa, który rozmawiał z Finniganem i Crabbem.
-Draco… -Zwrócił się do niego grubas. Malfoy nienawidził Crabba, ale jego latarnia inteligencji, nie świeciła zbyt jasno, więc zapewne tego nie zauważył i nadal wykonywał rozkazy najmłodszego z Malfoyów.
Co? -Warknął.
-Będziesz zjadał tę pieczeń? -Zapytał ociężałym głosem tępo wpatrując się w Dracona.
-Mówi się jadł, Ty durniu. Nie, nie będę, nawpychaj sobie jeszcze więcej do tego bebzola.
-Dzięki. -Draco wywrócił oczami. Dlaczego los skazał go na takie towarzystwo? To niesprawiedliwe. Dlaczego Zabini mógł mieć normalnych przyjaciół? Pottera, Granger, nawet Pansy ostatnio zachowywała się naprawdę przyzwoicie, a jej chłopak…Potter wydawał się naprawdę w porządku. Na dodatek zaprzyjaźnił się z jego najlepszym przyjacielem. Ze złością rzucił nóż i widelec na talerz, z którego chwilę wcześniej zniknął pod tłustą dłonią jego kawałek mięsa.
-Myślałem, że naprawdę jej nie chcesz Draco. Mam Ci ją oddać? -Zapytał zaczerwieniony jak buraczek Crabb.
Jednak blondyn nie miał siły odpowiadać temu czubkowi na jego durne pytania. Wstał i ruszył do wrót, prowadzących na korytarze Hogwartu. Szybko spojrzał również na kasztanowłosą dziewczynę siedzącą kilka metrów dalej od miejsca, w którym stał. Widział jak patrzy na niego z pogardą. Odwzajemnił jej wyraz wzroku i natychmiast opuścił miejsce swojego aktualnego pobytu. Kroki skierował do biblioteki. Mimo, że nie lubił tego miejsca, ani bibliotekarki Pince, to czuł konieczną potrzebę udać się właśnie na piąte piętro. Wszedł do wielkiego, ale mimo to zacisznego pomieszczenia, w którym znajdowały się rzędy regałów i półek mieszczących dziesiątki tysięcy ksiąg i nie mógł dojść kompromisu jego potrzeb. Po co tu przyszedł?
-Przepraszam Panie Malfoy. -Zwróciła się do niego kobieta z dziwacznym kapeluszem na głowie. -To Pani Pince. -Pomyślał. Czego chce? -Mam do pana prośbę. -Powiedziała kobieta, ze zgryźliwym tonem.
-Prośbę? -Zapytał ironicznym głosem. Przypomniało mu się, jak to on miał pewną prośbę, do pewnej osoby. Oby tej babie nie przyszło do głowy przeliterowywać mu tego słowa, bo chyba wybuchłby śmiechem. Za co oczywiście zostałby obrzucony błotem przez bibliotekarkę no i najpewniej musiałby opuścić to jakże cudowne miejsce. -Jaką? -Zapytał nieco poważniej.
-Jak widzisz, mam skręcony nadgarstek i nie mogę…
-Czego Pani nie może? -Przerwał jej. Był pewien, że zaraz poprosi go o układanie durnych książek w tych przerażająco wysokich regałach… i wcale mu się to nie podobało. Jak śmiała go wykorzystywać?
-Daj mi skończyć chłopcze. -Powiedziała gniewnie. -Mam tutaj stertę książek dla Hermiony Granger i nie mogę jej tego dostarczyć, mógłbyś to zrobić za mnie?
-Oczywiście! -Powiedział entuzjastycznie... za co miał ochotę uderzyć się w głowę. Czemu niby chciał zanosić te tomiska prosto w ręce Hermiony? Za dużo pytań ostatnio go dręczyło, a najgorsze było to, że na kompletnie żadne nie umiał udzielić sobie odpowiedzi. Irytowało go to.
-Świetnie. Leżą na moim biurku. -Powiedziała na odchodne, po czym zniknęła za regałami.
-Umm świetnie, faktycznie…-Mruknął pod nosem i ruszył po okropnie ciężkie księgi, a raczej cegły, bo każda ważyła dokładnie tyle samo co spory klinkier. Przemierzał korytarze na oślep, nic kompletnie nie widział przez stos tych starych, spróchniałych… Zaraz! Jak on mógł się na to zgodzić? Co za idiota ze mnie… A ojciec mówił mi, że zaszczepiono mnie na debilizm. Więc jak to możliwe, że zaraziłem się tym od Crabba? -Pomyślał.
Za kwadrans miała rozpocząć się lekcja transmutacji. Dlatego chwiejnym krokiem udał się do sali, gdzie zapewne Hermiona już przygotowywała się do zajęć. Na szczęście klasa była otwarta więc nie musiał siłować się z drzwiami. Tak jak myślał, dziewczyna siedziała w pierwszej ławce zatopiona nosem w lekturze. Czytała „Kompletny podręcznik do transmutacji”.
Kujonka. -Mruknął.
Słucham? -Szatynka odwróciła się w stronę osoby, która najwidoczniej chciała jak najszybciej zakończyć swój żałosny żywot i postanowiła zrobić to w bardzo brutalny sposób, czyli- przerwać Hermionie pożeranie książek. Jednak nie od razu mogła dowiedzieć się kto jej przeszkadza, ponieważ zamiast człowieka ujrzała stos książek, który po chwili wylądował z hukiem na ziemi. Przed nią stał Draco Malfoy. Z książkami! Cóż za niespodziewane połączenie. -Czego? -Zapytała i powtórnie zwróciła się ku książce, którą udawała, że czyta.
-Pani Pince kazała mi doręczyć te książki… Tobie. -Powiedział znudzonym głosem.
-A z jakiej to okazji postanowiłeś spełnić jej prośbę? -Zapytała nie kryjąc zdumienia, w którym kryła się nutka ironii.
-No cóż… dzisiaj mamy Międzynarodowy dzień rysowania Mahometa, tak więc w to niezwykłe święto postanowiłem spełnić jeden dobry uczynek.
-Jak zwykle… Malfoy zabawny jak woda w sedesie. -Powiedziała uśmiechając się wrednie. -Założę się, że to Twój pierwszy dobry uczynek w życiu? A może miałeś dostać coś w zamian?
-Nie wykluczone, że jest pierwszym dobrym uczynkiem i nie. Nie miałem nic w zamian, tak więc Granger ciesz się tym dniem, bo zapewniam Cię, że według wszelkiego prawdopodobieństwa następny taki nadejdzie… -Zrobił zamyśloną minę. -Być może już nigdy.
-Oh Malfoy, nie sądziłam, że masz tak mądre przemyślenia. Powinieneś założyć kącik filozoficzny. Szkoda by taki potencjał przeszedł bez echa. -Zakpiła.
-Dobry pomysł Granger, ale jeszcze dziś rano twierdziłaś, że cierpię na defekt mózgu. -Uśmiechnął się przewrotnie. Jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wstała z miejsca i podeszła do książek leżących na ziemi, wyjęła różdżkę i powiedziała:
-Reducto. -Księgi natychmiastowo zmniejszyły się, dzięki czemu szatynka mogła wszystkie zapakować do torby. Draco zrobił się czerwony z gniewu. Nie wiedział, czy jest wściekły na samego siebie, że zrobił ze swojej osoby takiego kretyna, czy na tę wredną bibliotekarkę, która go wykorzystała, czy może na Hermionę, która uświadomiła mu, że zrobił z siebie skretyniałego matoła, niosąc tutaj te księgi nie używając nawet zaklęcia pomniejszającego. Jednak nie było mu dane nad tym myśleć, nawet nie mógł wygarnąć szatynce za to, co właśnie mu zrobiła, ponieważ do klasy weszła Profesor McGonagall, a za nią reszta uczniów. Podreptał więc do swojej ławki stojącej na końcu sali i główkował nad zemstą.
O jestem pierwsza ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba. Malfoy powoli się zmienia (co osobiście bardzo mnie cieszy). Pocieszać nie potrafi to pewne, no ale przynajmniej jakoś "rozmawiali"
Robi się coraz ciekawiej oby tak dalej :)
Czekam na kolejne
Zapraszam do siebie zostaw po sobie ślad jeśli możesz ;)
Przed chwilą opublikowałam nowy rozdział
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękuję bardzo! Jeśli chodzi o Draco- faktycznie kiepski w pocieszaniu, ogólnie to właśnie mnie w nim intryguje, że jest całkiem nieświadomy tego, że jego zachowanie jest nieodpowiednie. Oczywiście wszystko mija się z kanonem, ale na tym polega właśnie historia dramione. :D Zajrzę rano, zostawię coś po sobie na pewno. :)
Usuń39 yr old Graphic Designer Gerianne Hegarty, hailing from Thorold enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and Photography. Took a trip to Ha Long Bay and drives a Ferrari 250 SWB California Spider. odsylacz
OdpowiedzUsuń